Pewnego ciepłego czerwcowego popołudnia Mateusz Cuthbert wybrał się na peron aby odebrać chłopca, przysłanego z Domu Sierot. Gdy dotarł na stację kolejową nie widział chłopca tylko małą, rudą dziewczynkę w połatanej sukience i starym kapeluszu. Mateusz nieśmiało usiadł obok dziewczynki. Za chwilę podszedł do maszynisty i zapytał czy nie wysiadał tutaj przypadkiem mały chłopiec. Mężczyzna odparł przecząco. Mateusza zbytnio to dziwiło. Podszedł do dziwczynki, a ta spojrzała na niego spod kapelusza. Onieśmielony Mateusz zapytał dziewczynki skąd przyjechała. Rudowłose dziecko odparło, że przyjechało z Domu Sierot i nazywa się Ania Schirley, ale woli by na nią mówiono Kordelia lub inaczej. Wypiera się imienia Ania, gdyż mówi, że nie ma w nim ani troszku poezji. Nie lubi jak mówi się na nią Andzia i Anna. Jak już to Ania. Poprostu Ania. Mateusz długo rozmyślał nad tym … Aż wreszcie postanowił zabrać Anię, do Avonlea, na Zielone Wzgórze. Ania pochodzi z Nowej Szkocji, ale obecnie jest w Kanadzie. Gdy dziewczynka miała 3 latka, na febrę zmarli jej rodzice. Ania często zmieniała zamieszkanie. Raz znajdowała się u kobiety, która trzy razy z rzędu rodziła bliźniaki, a Ania musiała się nimi zajmować. Ania była drobna, chuda i piegowata. Zawsze chciała mieć suknie z bufiastymi rękawami, i nie chciała mieć tak ognisto czerwonych i długich aż do ziemi włosów. Nie podobały się jej, własne szerokie i duże usta [sama mam takie i się ciesze :P], zielone oczy tętniące życiem, szpiczasty podbródek. Ania była ubrana w krótką, wąską i braydką sukienkę z szarożółtej szorstkiej wełny … Ania była bardzo rozgadana, miała bardzo bujną wyobraźnię, więc szybko zawierała znajomości. W drodze na Zielone Wzgórze Ania dużo rozmawiała z Mateuszem. Raczej do niego mówiła, a on przytakiwał uśmiechając się przy tym wesoło. Ania mijając rzekę zasmuciła się, że nie nadano jej poetyckiej nazwy. Szybko wymyśliła nazwę „Jezioro Lśniących Wód”. Mateusz dojechał do domu. Maryla z niecierpliwością wybiegła przed dom, lecz gdy tylko zobaczyła Anię, osłupiała. Zawołała mateusza, a biednej Ani kazała stać w progu. Maryla była niezbyt zadowolona z „takiego” widoku. Podeszła do dziewczynki i zapytała jak ma na imię. Odparła, że nazywa się Anna Schirley, ale woli jak się na nią mówi Kordelia lub inaczek byle nie Ania i Andzie, bo to nie są poetyckie imiona. Maryla odparła, że dopuki Ania będzie na Zielonym Wzgórzu, będą na nią mówić Ania. Po prostu Ania… c.d.n.