W Saskim Ogrodzie
POETA (monologuje).
Ten lazur niebios, zaciągnięty chmur welonem!…
(depcze Nieznajomego).
Ach!… Przepraszam!…
NIEZNAJOMY (gniewnie).
Nie wiedziałem, że nawet osłów puszczają do miejsc publicznych!
POETA (monologuje).
Ta cudna zieleń drzew!… Upajająca kwiatów woń!…
(wpada na psa).
PIES.
Aj! Aj! Oj! Oj!…
POETA (stojąc naprzeciw emeryta).
Nieba!… Cóżem uczynił?… O biedne zwierzę!
EMERYT (zirytowany).
Mój panie! Widzę, że jesteś gburem, którego należy w „Kurjerze Warszawskim” opisać… Zwierzętami ludzi nazywa!… Patrzcie go!…
POETA (zwracając się do młodej damy).
Wybacz, czcigodny starcze!… Ale…
DAMA.
Ależ, panie Ildefonsie, zastanów się, co wyrabiasz!…
POETA.
O Mar… o, to ty pani?… Takem się zadumał!…
DAMA.
Sądzę, że najwłaściwiej byłoby dumać we własnem mieszkaniu.
POETA.
Cały świat jest mojem mieszkaniem!…
DAMA.
Aaach!
POETA.
Ale… ale… jakże szczęśliwy traf, żem panią spotkał! Właśnie miałem zamiar złożyć jej dziś wizytę i zakomunikować bardzo a bardzo ważną wiadomość!
DAMA.
Słucham pana!…
POETA.
Wiadomość, którą… wiadomość, dla której… wiadomość, od której zależy byt i spokojność…
DAMA.
Miejże pan litość!…
POETA.
Jak to?… Więc posądzasz mnie pani o brak litości?… O zaparcie się uczuć?…
DAMA.
Panie Ildefonsie, wiadomość!… Jaką wiadomość miałeś mi pan zakomunikować?
POETA.
Wiadomość?… Ja?… Wiadomość?…
DAMA.
Miałeś mi pan coś bardzo ważnego powiedzieć.
POETA.
Ważnego?… Ach… prawda… Miałem pani donieść, że dziś po raz pierwszy usłyszałem głos… dzięcioła…
DAMA.
Tylko to?… Żegnam pana!…
(odchodzi z wielką pantominą).
POETA.
O Marrrjo! Panno Marjo!
PRZYJACIEL (zbliżając się).
Zmiłuj się, wyjdź z ogrodu… wszyscy na ciebie zwracają oczy!…
POETA.
Zwracać na siebie uwagę bezmyślnej czerni, jest przeznaczeniem ludzi niepospolitych! Zrana w mieszkaniu poety.
GŁOS I. (za ścianą).
Mężu! Mężu!…
POETA (leżąc w łóżku, marzy).
Mężu, którego czoło rozbija się o niebios sklepienie!…
GŁOS I. (za ścianą).
Mężu, wstawaj!…
POETA (przez sen).
O tak!… Powstanę do dzieł wielkich, aż świat się zdumieje.
GŁOS II. (za ścianą).
Do miljona set djabłów… nie budźże mnie!…
POETA (przez sen).
O nie budź go, wichrze jesienny!…
GŁOS I. (za ścianą).
Widzisz go!… A nie pamiętasz, że masz na dziś skończyć parę butów, co ten pan obstalował?
GŁOS II. (za ścianą).
A bodajcie!… Prawda jest…
POETA (zrywa się zbudzony).
Ja żadnych butów, nie obstało wałem!…
(słychać pukanie do drzwi).
A kto tam?
GŁOS III.
Czy pan już wstał?
POETA.
Aaa!… To pan? Na honor jeszcze dziś nie mam!…
GŁOS III. (gniewnie).
A dokądże tam tego będzie?… Obiecałeś pan na 15-go, a dziś już 20-ty!
POETA.
Parę dni cierpliwości!… Na honor, oddam pojutrze!… Dziś właśnie kończę mój wielki liryczny dramat…
GŁOS III.
To się psu na budę nie zdało, trza iść do komornika!
(słychać kroki odchodzącego).
POETA.
O świecie, przesiąkły materją!… Ha! Trudno… muszę siadać do dramatu…
(ubiera się w szlafrok, siada, pisze i mówi).
„Hilderyk sam… Jakież uczucia dziwne opanowały moją duszę?… Serce mi drży… głowa pęka… Co czynić?…”
GŁOS IV. (z podwórza).
Drutować!… Drutować!…
POETA (pisze i mówi).
„Lecz gdy ciebie spotkam, o moja Elfrydo! Wówczas pierzchną troski, wówczas pełnemi piersiami zawołam…”
GŁOS V. (z podwórza).
Handel starzyzną!… Handel!… Handel!…
POETA (pisze i mówi).
„Słuchaj!… Zabiłaś mnie okrutna!… O, przez litość! Więc już zapominasz, coś mi przed kilkoma dniami przysięgła?… Elfryda do Hilderyka… Ty mylisz się, mój luby, ja ci nic nie przysięgłam, tyłkom mówiła…”
GŁOS VI. (z podwórza).
Kości kupuję, kuchareczki!… Kości!… Kości!…
POETA (rzuca pióro).
Piekło!… I czy ja mogę coś stworzyć wobec takiego wrzasku!… Czy ja mogę opłacić komorne?…
U Jana Bożego.
POETA (w natchnieniu).
O Elfrydo! Umrzeć chcę z twojem imieniem na ustach!… A teraz!… Czego ty chcesz ode mnie, widmo ponure?…
GŁOS Z PRAWEJ.
Ja jestem szatan i przychodzę po twoją grzeszną i głupią duszę!
POETA.
Dusza moja należy do Elfrydy!
GŁOS Z LEWEJ.
Cha! Cha! Cha!…
POETA.
Ha!… Zwyciężyłeś!… Czuję już twoje straszliwe szpony… Stój!… Gdzie mnie unosisz?…
GŁOS Z GÓRY.
Od nieba do ziemi jest tak daleko, jak od ziemi do nieba!…
POETA.
Litości! Litości!… O moja Elfrydo, żegnam cię!…
CHÓR.
Cha! Cha!… Hejże… ha!… Huzia go ha!…
DOKTOR (wchodząc z obcym).
Jakże się miewa kochany pan Ildefons?… Cóż porabiamy obecnie?…
POETA.
Kończę mój dramat liryczny, pod napisem: „Hilderyk i Elfryda…”. Cudowny pomysł!
NIEZNAJOMY.
Widocznie poeta. Szkoda go!…
DOKTOR.
Powiedz pan lepiej: szczęśliwy! Ponieważ doszedł już tam, gdzie podobni mu dążą nieustannie, choć niezawsze dochodzą.