W naszym domu pobudka była tego dnia już o szóstej rano. Zrobiła ją babka, ponieważ tak każe obyczaj. Natychmiast przystąpiliśmy do robienia palemki, tocząc oczywiście przy tym ożywioną dyskusje n temat jej przyszłego wyglądu i materiału z którego ma być zrobiona. Pomysłów było tyle, ile osób. Zwyciężyło zdanie babki. Wzięła ona w swoje ręce parę gałązek z puszystymi baziami, gałązek czerwonej porzeczki z pachnącymi zielonymi listeczkami, dołączyła do tego piękne kolorowe kwiaty nieśmiertelników, kolorową trawę, przystroiła całość wstążkami i palma była gotowa.
Wkrótce nasza rodzina wyruszyła do kościoła. Było tam bardzo tłoczno i kolorowo od barwnych palemek. Na twarzach wiernych widać było wielką radość. Cieszyli się, bo za tydzień miały już być Święta Wielkanocne, być morze powodem radości był również piękny, słoneczny, ciepły dzień.
Po chwili wszedł ksiądz proboszcz. Gdy odprawił msze świętą, przeszedł środkiem kościoła i poświęcił palmy. Każdy chciał, aby na jego palmę spadła kropla święconej wody. Po poświęceniu palm ksiądz wikary przeczytał ogłoszenia, organista zaśpiewał pieśń o ukrzyżowanym Chrystusie, kościelny zgasił świece, a każdy odmówił po cichu modlitwę. Wkrótce kościół zaczął pustoszeć, więc i my udaliśmy się do domu.
W domu tata odłamał kilka gałązek zielonego przybrania palemki i dał je do zjedzenia koniom i krowom, aby uchronić je przed chorobami. Mama zaś wetknęła palemkę za obraz Matki Boskiej, tam pozostanie do następnej Palmowej Niedzieli