„Szkic twórczości Kazimierza WIERZYŃSKIEGO”

 

Wpływ odzyskania niepodległości na kształt literatury polskiej był bardzo istotny. W pierwszym dziesięcioleciu dominuje poezja, poeci są świadomi tego, że mogą pisać o wszystkim i o niczym. Poezja traci swój cel utylitarny. Z tej sytuacji skorzystali poeci Skamandra, określeni przez Miłosza jako gwiazdozbiór: „nigdy nie było piękniejszej plejady”. Z ich wierszy emanuje witalizm, radość z życia, siła.

Poetą piszącym w sposób najbardziej radosny był Wierzyński. Maria Dąbrowska wypowiedziała się o jego wierszach w liście: „To jest chyba najradośniejsza poezja wszystkich czasów. Aż nie do wiary, że można było tyle wspaniałej poezji wydobyć z samej tylko radości istnienia”. Czy opinia Dąbrowskiej znajduje potwierdzenie w twórczości poety?

Kazimierz Wierzyński starszy wiekiem od Słonimskiego i Lechonia duchem jest z pewnością najmłodszym z całej grupy (urodził się w Drohobyczu, 27 sierpnia 1894, jako najmłodszy wśród rodzonych i przyrodnich sióstr i braci). Zwłaszcza pierwsze jego zbiory (Wiosna i wino – Wróble na dachu) ujawniły taką radość życia, taką dziecięcą niemal beztroskliwość, takie szczęście istnienia i upojenie światem, jakiego nie było już dawno w literaturze polskiej.

Pierwszy okres twórczości poety jest szczęśliwy. Widać jego zadowolenie z życia. Utożsamia się z wiosną. Wiersze z tego okresu stanowią manifestację niczym nie zakłóconej radości życia. Dlatego okrzyknięto go królem życia, poetą szamanem. Czy Wierzyński był poetą szczęśliwym? Tematyka jego wierszy jest błaha, wręcz nieistotna (czy fakt, że poeta jest szczęśliwy i „obnosi po ludziach swój śmiech” jest jakimś ważnym tematem?). Kazimierz pisze: …Hej, jak mi dobrze, jak świeżo, radośnie Jak lekko! Sama w dal niesie mnie droga, I w piersiach młodość mi od nowa rośnie, I jestem chyba podobny do Boga. Jakem szczęśliwy – powiedzieć nie umiem! O, mieć tak duszę do słońca rozśmianą! Teraz to wiem już dobrze i rozumiem, Czemu ujrzałem świat o piątej rano…

Zielono mam w głowie Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną, Na klombach mych myśli sadzone za młodu, Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną I które mi świeci bez trosk i zachodu. Obnoszę po ludziach mój śmiech, i bukiety Rozdaję wokoło i jestem radosną Wichurą zachwytu i szczęścia poety, Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.

Utwory Wierzyńskiego napisane są potocznym językiem (który zawsze oscylował ku kolokwialnej, a nie retorycznej odmianie mowy). Poeta wprowadzał do wierszy realia współczesności, obecne są w nich także prozaizmy. Służyć to miało zapisowi ulotnych chwil i zmieniających się odczuć człowieka. Maria Dłuska w studium utworu Gdzie nie posieją mnie podkreśla, że jego stylistyka, w której wiodącą rolę odgrywał kontrast, paradoks, niespodzianka, nie była stylistyką statyczną. W pozornie łatwych i prostych wierszach kryje się niemały kunszt poetycki. Potrzebny był kunszt, aby w takie zjawiska, jak zadowolenie, radość, szczęście i afirmacja samego siebie tchnąć nowe życie, aby upoetycznić takie pospolite zwroty jak „zielono w głowie”, „widzimisię”, i tym podobne. Trzeba było wreszcie kunsztu, aby wiersze nie stały się monotonne. A że nie ma tu monotonii, możemy się przekonać na każdym kroku, np. z takich wierszy:

Lato Leżę na łące. Nikogo nie ma: ja i słońce. Ciszą nabrzmiałą i wezbraną Napływa myśl: – To pachnie siano. Wiatr ciągnie po trawach z szelestem, A u góry Siostry moje, białe chmury, Wędrują na wschód. Czy nie za wiele mi, że jestem? Czy na przykład innego:

Jestem jak szampan Jestem jak szampan, lekki, doskonały, Jak koniak mocny, jak likier soczysty, Jak miód w szaleństwie słonecznym dostały, I wyskokowy, jak spirytus czysty. Królestwo moje na całym jest świecie I mój alkohol wszystkie pędzą czasy, Znacząc na sercach, jak na etykiecie, Gwiazdami markę trunku pierwszej klasy.

Łatwo zauważyć, że utwory te w inny zupełnie sposób niż poprzednie, przedstawiają afirmację i radość istnienia.

Forma jego utworów przyjmowała często dytyrambiczny lub hymniczny tok wiersza albo – jeszcze częściej – były to strofy zbudowane ze zdań wykrzyknikowych.

W wierszach bohater liryczny utożsamia się z poetą, co zauważali mu współcześni. Tymon Terlecki odnotował w swoim wspomnieniu: „Kto zobaczył Wierzyńskiego po raz pierwszy, doznawał olśnienia, niemal uszczęśliwienia, że jest właśnie taki, jak powinien, jak się tego oczekiwało. Wyglądał jak podmiot liryczny, bohater liryczny wierszy z Wiosny i wina, miał harmonijną cielesność jak ludzie ubóstwieni w Laurze olimpijskim”.

Przejdźmy teraz do jego wyglądu zewnętrznego (wiadomo – wygląd świadczy o człowieku). Kazimierz był mężczyzną przystojnym, cieszącym się sympatią. Marian Hemar zanotował (Wspomnienie pośpieszne; Przebity światłem): „Czasem wydawało się, że Kazimierz Wierzyński był Apollem, który sobie na kilkadziesiąt krótkich, za krótkich lat, wypożyczył ciało człowieka, wiecznego efeba”. Henryk Kuna wyrzeźbił sylwetkę poety w postaci młodego boga.

Czy Wierzyński był tylko poetą niczym nie zakłóconej radości życia? Rozpatrzmy to na przykładzie tomików wierszy Wielka Niedźwiedzica (1923), Pamiętnik miłości (1925), Rozmowa z puszczą (1929) i Pieśni fanatyczne (1929). Przyniosły one całkowitą przemianę dawnego „ja” lirycznego. W tomach tych często obok radosnych słów pojawia się smutek, nostalgia i cierpienie. Obok motywu wiosny pojawia się jesień. Pojawia się wreszcie też pytanie o sens ludzkiego życia. Są to utwory całkowicie odbiegające od dawnych, beztroskich utworów. Wierzyński ponawiał w nich czasem swoje młodzieńcze doświadczenia, ale działanie to było już nieszczere, wręcz wymuszone przez krytyków i czytelników (którzy takich wyznań oczekiwali). Tomy te – choć wysoko oceniane przez krytyków – są utworami jednego tonu i tematu. Słowa, które we wcześniejszej twórczości poety otrzymywały nowe znaczenia, teraz je zatraciły i zostały sprowadzone do zapomnianego już znaczenia, jakie dawali im poeci modernistyczni.

Do swawolnego tematu powracają (jak mi się wydaje) kolejne tomiki poety: Pamiętnik miłości i Laur Olimpijski (1927). Ten ostatni zwłaszcza zbiorek jest jedyną w swoim rodzaju pochwałą zdrowego i wygimnastykowanego ciała, hymnem na cześć atletów, footbalistów, skoczków o tyczce, biegaczy i tym podobnych. Fascynacja życiem zyskała tu nową formę – zachwyt ruchami, etc. Dzięki talentowi Wierzyńskiego, sprawy te nabierają znaczenia, powagi. Przekład niemiecki Lauru musiał zachować coś z patosu sportowego oryginału i żarliwości jego ideologii „sportu dla sportu”, skoro na podstawie tego przekładu (po którym nastąpiły inne) poeta otrzymał pierwszą nagrodę międzynarodową na XI Olimpiadzie w Amsterdamie w r. 1928. Przytoczę jeden tekst z utworów tego zbioru:

Skok o tyczce Już odbił się, już płynie! Boską równowagą Rozpina się na drzewcu i wieje, jak flagą, Dolata do poprzeczki, jak gdyby był ptakiem i kotem. Zatrzymajcie go w locie, niech w górze zastygnie, Niech w tył odrzuci tyczkę, niepotrzebną dźwignię, Niech tak trwa, niech tak wisi, owinięty chmurą, Rozpylony w powietrzu, – leciutki jak pióro. Nie opadnie na siłach, nie osłabnie w pędzie, Jeszcze wyżej się wzniesie, nad wszystkie krawędzie, Odpowie nam z wysoka, odkrzyknie się echem, Że leci prosto w niebo – jest naszym oddechem.

W wierszach opublikowanych przed wybuchem II Wojny Światowej daje się wyczuć u Wierzyńskiego piętno nadciągającej zawieruchy. Utwory nacechowane są katastrofizmem, przeczuciami zbliżającej się wojny. 27 sierpnia 1939 roku napisał Wstążkę z „Warszawianki”, która ukazała się w dniu wybuchu wojny w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”. Utwór ten brzmiał wtedy jak swoista przepowiednia: Biją polskie zegary kurant po kurancie, Naprawdę idzie pożar. Na ściany się wedrze Gęstą łuną, co wszystko z tych murów pościera Oprócz krwi zapisanej na waszej katedrze: Że tym się tylko żyje, za co się umiera. (w. 55-59)

Poeta ten jest różnie odbierany przez innych. Elżbieta Chichla-Czarniawska pisze: „Mimo (a może właśnie dlatego) że pierwsze tomy poety tętniły witalnością (…), mojej wyobraźni nie podbiły od razu. Zaś następne przedwojenne zbiorki wydawały mi się zbyt patetyczne. (…) Do Wierzyńskiego wróciłam dopiero po wielu latach (…), wróciłam i poczułam się nagle jak ktoś hojnie obdarowany”. Roman Jakobson powiedział w wywiadzie prasowym: szczególnie lubię lirykę Kazimierza Wierzyńskiego (…), jest on największym poetą polskim naszego stulecia.

To co szczególnie nam się podoba, to jego stosunek do poezji. Określając zadania poezji Wierzyński kiedyś powiedział: „Artysta powinien być przede wszystkim człowiekiem, powinien żyć, kochać się, wzruszać, a dopiero potem być artystą”. To świetnie wyrażało skamandrycki stosunek poety do życia. Życie jest radosnym świętem (zdaje się głosić z jego wierszy). Jest ono wszystkim, nie ma żadnej sztuki. Zadowala go młodość, entuzjazm, jednak z czasem te nastroje ulegają wyciszeniu. W te miejsce wkrada się smutek, refleksja. Oddał uczucia radości, potem stać go było na oddanie innych odczuć. Wierzyński nie był poetą raz na zawsze zaprogramowanym.