Jesień – (Norwid)
O – ciernie deptać znośniej – i z ochotą Na dzid iść kły, Niż błoto deptać, i l e z ł e z t o b ł o t o, A z westchnień mgły… * Tęczami pierwej niechże w niebo… Czytaj dalej
O – ciernie deptać znośniej – i z ochotą Na dzid iść kły, Niż błoto deptać, i l e z ł e z t o b ł o t o, A z westchnień mgły… * Tęczami pierwej niechże w niebo… Czytaj dalej
Jesień szła coraz głębsza. Blade dnie wlekły się przez puste, ogłuchłe pola i przymierały w lasach coraz cichsze, coraz bladsze – niby te święte Hostie w dogasających brzaskach gromnic. A co świtanie – dzień wstawał leniwiej, stężały od chłodu i… Czytaj dalej
Deszcze się rozpadały na dobre. Już od samego jarmarku świat z wolna zatapiał się w szarych, mętnych szkliwach deszczów, że tylko obrysy borów i wsi majaczyły blade, niby z przemiękłej przędzy utkane. Szły nieskończone, zimne, przenikające szarugi jesienne. Siwe, lodowate… Czytaj dalej
Nazajutrz dzień był tak samo zadeszczony i posępny. Co chwila ktoś wychodził z jakiejś chałupy i długo a frasobliwie poglądał w omglony świat, czy się gdzie nie przejaśnia – ale nic, kromię burych chmur, płynących tak nisko, że darły się… Czytaj dalej
Nazajutrz gruchnęła po Lipcach wieść o Borynowych z Jagną zmówinach. Wójt był dziewosłębem – więc wójtowa, że mąż srogo przykazywał pary z gęby nie puszczać przódzi, nim powróci, dopiero na odwieczerzu pobiegła do sąsiadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na… Czytaj dalej
Zbiegło dni parę od zmówin Jagusinych. Deszcze ustały, drogi ociekły i stężały nieco, wody spłynęły, że ino po bruzdach, a gdzieniegdzie i po nizinach a łęgach siwiały się mętne kałuże kiej te oczy zapłakane… Nadszedł Dzień Zaduszny, szary, bezsłoneczny i… Czytaj dalej
Na ambonie i każdemu z osobna to mówię, ale wy jak te psy tylko nastajecie jeden na drugiego, tylko… – wiatr resztę słów wepchnął mu do gardła, że ksiądz się srodze zakasłał, a Antek nic nie rzekł, szedł w podle… Czytaj dalej
– Śpisz to, Jaguś?… – A bo to mogę. Ocknęłam na rozświcie i cięgiem mi w głowie stoi że już dzisiaj wesele… aż wierzyć trudno: – Markotno ci, córko, co? – spytała ciszej… z lękliwą nadzieją w sercu… – Co… Czytaj dalej
Już na samym świtaniu Witek, umęczony zabawą i wyganiany przez Jagustynkę, pobiegł do chałupy. Wieś spała jeszcze na dnie mroków, co słały się nisko nad ziemią grubym, rzednącym zwałem, staw leżał martwy, przygnieciony mroczną gęstwą drzew obrzeźnych i tak utopiony… Czytaj dalej
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – Na wieki wieków, moja Agato, a dokąd to wędrujecie, co? – We świat, do ludzi, dobrodzieju kochany – w tyli świat!… – zakreśliła kijaszkiem łuk od wschodu do zachodu. Ksiądz spojrzał bezwiednie w… Czytaj dalej