— To jest tak dalece trywialne! — mówił dziś przy właśnie że opuszczonym długim stole w hotelu Lwa — białego hrabia Antonio della Brenta — to tak trywialnym jest, że zaledwo w brukowej improwizacji naszego lubego di Bona Grazia ujść może…
— Wielce przepraszam, że zaprzeczę! — odpowiedział kawaler di San Luca, wzięty wenecki doktor. — Lord, chociażby nawet rzeczywiście miał jedynie na celu uregulowanie żołądka swojego przez heroiczną a periodyczną zmianę atmosfery, nie zasługiwałby bynajmniej na pośmiech u pokornie i nieco głębiej zastanawiających się nad człowiekiem!…
— Ależ ów „papier”— „papier”! — bez napisów i jedynie czytelny dla „nosów” policji Jego Cesarskiej Mości… — zawołał zbyt głośno D (którego wielkie weneckie nazwisko przemilczamy, ażeby go w poziomą rzecz nie mieszać).
— Papier! i czyli istotnie piśmienny papier? — szeptać zaczęto… Dama u przeciwnego końca stołu, która jeszcze się była zatrzymała, zarazem dla dziewczynki i dla deseru, wstała, wzięła dziecko za rączkę i wyszła z wolna, poszukując ręką drugą chustki do nosa. Dziecko się na pomarańcze oglądało — rodzice częstotliwie nie chcą gorszyć dzieci rozmową pustą wtedy, kiedy one przed wszystkim o pomarańczach myślą! I przerywając im ich marzenia słodkie i wonne dla uchrony od czegoś, względem czego zupełnie są one obojętnymi, unoszą dla siebie samych wzgląd i uszanowanie.
Naśladować tak jałowego przykładu nie zamierzamy tu w opowiadaniu naszym; co więcej, zdaje się nam, że jest krytycznym pewnikiem niezachwianym, iż takowy pisarz lub artysta, który musi odrzucać treść rubaszną, albo treść mogącą powalać białość papieru i sklepową jego zniweczyć świeżość i wonność, zaiste że nie wiadomo, od czego jest artystą? albo pisarzem?
Dopiero umiejąc wszystko wypowiedzieć jest się wolnym, a bez tej to wolności sztuka nie może mieć istotnego ruchu i życia, stawając się powtarzaniem tylko i stosowaniem zdobytych pierw lokucji.
Że deserowego wina udział, czarna kawa i cygar dym podrażniły cokolwiek stronę nerwową sprzeczki o cel istotny balonowych wycieczek Lorda, to jest następstwem zbyt potocznym, ażeby zasługiwało na baczenie.
— Wyznać wszakże należy — mówił D — że są na globie miejsca tak bardzo niezdrowe z różnych powodów, iż ówdzie nie byłoby wcale dziwactwem uregulować co dnia siłę trawienia w warunkach swobodniejszych, powracając przeto i silniejszym, i przytomniejszym.
Spostrzeżenie to spotkało potwierdzenie kawalera di San Luca, wyrażone najprzód podniesieniem brwi, a potem całego czoła poruszeniem. Inne jednak osoby wnosić zaczęły, iż D przechyla się na stronę tych, którzy za cel wycieczek Lorda kładą interes osobistej jego higieny, nie zaś meteorologiczne spostrzeżenia.
A skutkiem tak wyraźnie i rozdzielnie postawionych opinii, gdy coraz to uporniej zamieniano przeczenia, doszło do zakładu, i postanowiono nawet bardzo niezwykłą cenę onego. Ceną miał być złocony statek maskaradowy, który się na zbliżony właśnie dzień świętego Marka przygotowywał, i którego właściciel zamierzał sobie pierworzędny udział wziąść w Regacie.
Nie szło więc już o same rozstrzygnięcie węgła wątpliwości tyczącej obyczajów oryginalnego jednego Anglika, ale szło o rzecz wenecką, i niecodzienną, czyli: pod czyim nazwiskiem w dzień narodowej Regaty Świętego Marka zajaśnieje na Kanale Wielkim świetna złocista nawa?…
Moje zachowanie się podczas sporu do tej doszłego doniosłości, że być mogło zbyt obojętnym i wyłącznym, uważałem za właściwe przynajmniej kilkoma stosownymi wyrazy wziąść mój udział. Wniosłem przeto, iż rzecz sama przez się nie bardzo postąpiła, albowiem pozostawa pewne źródło posiąść, z którego by zakładowe strony dowiedziały się, kto wygrywa?…
Spostrzeżenie zanadto proste, ażeby wygodnym było dla tego, który je zrobił, obróciło więc na mnie obowiązek praktycznej rady pod tym względem. A dolegany pytaniami, co? i jak w tej mierze począć? — wniosłem jeszcze, iż należy się po prostu odwołać do samegoż Lorda — że niemniej prostą rzeczą od nas, a przystępną dla Anglika, jest użyć ku temu delegacji od wszystkich opiniujących — tejże zaś, jako umocnienie, dać to, iż zawiązał się cenny zakład.
Rzecz skoro się tak uwyraźniła, jak wysokość mostu Rialto, i skoro przeto bytu jej przyczyn zaprzeczać nie można było, uważano za dobre mnie jako delegata naznaczyć, bo w zgromadzeniach radnych ten zazwyczaj, który wykazuje brak lub usterkę jaką obradowania, bywa koniecznie używanym do zaspokojenia słabej strony, którą wykazał.
Zasłoniwszy się nieco uwagą, iż delegacja nie może być na jednej osobie ograniczoną, lecz że winna mieć świadków i kontrolę swojego postępowania, raczono mi dołączyć D, hrabiego delia Brenta i kawalera di San Luca.
Zebrałem przeto zaraz karty wszystkich deputacji członków i do major-domo Lorda posłałem, z uwyraźnionym jasno i grzecznie zapytaniem, czyli i kiedy przyjąć nas lord Singelworth potrafi? A lubo ufający w następstwo przyzwoite, nie wiedziałem jednakże, co pozostałoby do zrobienia w razie odmowy i — „jak przyszłoby to wy-Eurypidować?…” (Arystofanesw Acharnach przez usta Nikiasa.)
Niebawem wszelako z tej małej niepewności wywiódł nas major-domo Lorda, który, kartę jego przyniósłszy dla delegowanych, uwiadomił zarazem o wyborze godziny przed-śniadannej dnia następnego, i że ta może być na recepcję deputacji najwłaściwszą, będąc najmniej odległą.
Jak spędziło się resztę dnia owego?
Na to administracyjnie odpowiedzieć można bez trudności w każdym innym mieście, które swojej wyłącznej misji nie ma. Lecz Wenecja ma misję świadczenia człowiekowi, że jest fantastyczna sfera życia, że stolica nie jest tylko samym z-centralizowaniem administracyjnym kilku biur — że plac może być salonem, bo to zależy od przechodniów i onychże obyczajności — że na kościele katolickim może igrać cztery brązowe konie rydwanu Apollinowego, nic nabożeństwu nie szkodząc… I ze przeto śmiertelny na tym świecie nie jest tylko rodzajem nadkompletowego urzędnika, pełniącego o swoich godzinach własne albo cudze interesa, ale że i godność żywego członka bytu we wszech-stworzeniu on ma, a przez to samo może się i zadumać, i za-rozmawiać, i zabawie!…
W dniu jednak następnym, ściśle o godzinie naznaczonej, znaleźliśmy się wszyscy u progów Lorda, przez które nas dosyć ceremonialnie wprowadził do salonu major-domo i tamże na bardzo maleńką chwilkę samych zostawił.
Czas miałem spojrzeć dookoła, te unosząc wrażenie, ze najmniejszego śladu ani użytkowania, ani życia w tym salonie wcale nie było.
Żadnej kartki muzyki, żadnej książki, albumu, ryciny… karty wizytowej ect. … posadzka, jedynie mozaikowa odzwierciadlała wszystkie meble, polerowne jak kryształ, zaś poutwierdzane w ścianach weneckie zwierciadła odzwierciadlały znowu wszystkość, a ta, razem, więcej jasną i świetną była niż uroczą.
Gdy Lord wszedł i gdy zamieniliśmy ukłon, major-domo ustawił po dwa fotele z obu stron siedzenia gospodarza, ja zaś począłem prezentować delegację: najprzód D z monumentalnym jego weneckim nazwiskiem, potem Antonio delia Brenta, doktora di San Luca i samego siebie
Lord dał uważyć, iż we wszystkich nas rozpoznaje spółbiesiadników u jednego stołu, po czym zajęło się miejsca — i zacząłem:
— Milordzie! więcej niż zbytecznym mogłoby być, gdyby się sprawo-zdawało, iż balonowe wycieczki Waszej Ekscelencji nie dziś dopiero i nie w tym jednym mieście zwróciły uwagę publiczności. I ze o celu ich domysły, nie tylko będąc przez dzienniki głoszone, policzają się już do objawów opinii, ale nawet formują jakoby dwa stronnictwa, dwie szkoły. Jedna z onych chce mieć za cel wycieczek spostrzeżenia meteorologiczne; druga ogranicza te egzercycje na potrzebach najosobistszej higieny, to nieledwie żołądkowej… Jednych i wtórych opinie do niczego nie obowiązywałyby nas wcale, gdyby nie to, iż znakomity zakład urósł na tak rozdwojonym zdaniu. Zakład zaś, Milordzie! słusznie ważonym bywał zawsze w obyczajowym prawie powszechnym Wielkiej Brytanii (bo podobno, że z a k ł a d jest nawet jedną ze starożytnych form pierwszego prawa celtycko-bretońskiego i anglo-saksońskiego…).
Jeżeli więc: w tym, lubo potocznym, wydarzeniu uciec nam się wypadnie, Milordzie! do stanowczego rozsądzenia waszego, która wygrywa partia? — niechaj to przy błahej treści swojej nie wyda się być mało-uważnie przedstawionym.
Z wielką powolnością ruchu lord Singelworth dobył chustki z kieszeni, potem przetarł oba kąty warg, i tak zaczął:
— Sprawiedliwie sobie przysądzić wygranej nie będzie mogło i nie może żadne z dwóch stronnictw do zakładu doszłych. Względy albowiem czy to meteorologicznych spostrzeżeń, czyli ćwiczeń higieny — wcale nie stanowią celu głównego. Co do pierwszych, należą one do aeronauty mojego i spółpracowników tej osoby, zaś co do drugich… — i tu się Lord obrócił do kawalera di San Luca — …mogę sobie oddać tę sprawiedliwość, iż dobrze przed moimi balonowymi wycieczkami dbałem pilnie o uregulowanie sił trawienia. Owszem! — wypadałoby powiedzieć, iż gdybym pierwej do takiej doskonałości nie dostąpił, wycieczki moje balonowe ani mogłyby być tak periodycznymi, ani dawać tak pełnego zadowolenia. Cel wszelako onychże nie jest z tej sfery.
Niestety! dla Europejczyków kontynentalnych muszą być tajemnice, mają oni albowiem to wspólnego z Murzynami, iż ze wszystkiego się śmieją, czego od razu pojąć nie są w stanie…Skoro więc nie można dozwolić, ażeby wszystko się obracało w śmieszność, pozostawa m i l c z e ć i stąd się nasuwa tajemnica… Lecz u tychże tak łatwo śmiejących się jest w zamian piękne uczucie poważania z wielką łatwością donośnych imion historycznych; będę więc umiał choć tym sobie posłużyć i pomóc na swoim miejscu, kiedy, w zupełny wykład celu mojej aeronaucji zapuściwszy się, napotkam gdzie trudności, na uprzedzający śmiech zwykłe wykładającego rzecz nową narażać.
Przyczyną główną codziennego używania aeronaucji jest moje pojęcie o czystości. Celem — jest czystość.
Szlachetni panowie i cała spółczesność pojmujecie czystość jako zaprzeczenie nieczystości. Odpowiednia doza perfum gdy staje w przeciwieństwie względem dozy odpowiedniej rozkładowego fetoru, jest to dla was czystym oddechem, bo taki już macie nerwów ustrój. Pewien rodzaj dualizmu powonienia i aspiracji wyrobił się już wokoło was — i tak jest w ludziach, jak u niektórych pokoleń na Kaukazie: rozdwojenie na zło i dobro pojęcia bóstwa!
Tymczasem miasta wasze, siedziby i społeczności sklepią się, budują i rozwijają na kloakach… Te wykwintne kuchnie, które co dnia pod wieczór buchają aromem wonnych przypraw i sosów, mają pod posadzkami swoimi trzęsawiska zgnilizny — te ponętne błyskotem swym i elegancją salony, gdzie równie lekki jak zefir trzewik tanecznicy walcuje z zefirem, one są usklepione na podziemiach ciężkich i odrażających. Leniwe tam ramię rozkładającego się olbrzyma przeciąga się, ale nieustającą walkę co dnia i co chwila toczy — coś, jakby wciąż gnijący Laokoon, przewraca się w pieczarach stolic pod umiecionymi gładko ulicami!…
Prawda jest, że te i owe municypalności walczą mężnie, lecz ażeby usunąć nieco falangę kału, muszą one całą falangę ludzi zdegradować, zamieniając ich w bryły bez powonienia i bez towarzyskiego wdzięku, i z którymi do stołu siąść nikt nie chce… Starożytni Celtowie, ażeby uskromić groźne wylewy rzek lub Oceanu najścia, szli szeregami w bród, mieczów dobywszy, i heroicznie tonęli… Egipcjanin jednakże mniej patetycznie postępował sobie i postąpił był nareszcie z kałami Nilu, bo się zastanawiał — zgłębiał — ważył…
Pojęcia więc wasze o czystości, jakkolwiek być one mogą jedynie możliwymi na teraz, albo koniecznie niezmiennymi… cóż stąd? jeżeli mn.ie one nie wystarczają! Czy nieudolności onych, zarówno jasno i szczerze, jak filozoficznie i rzeczywiście, nie określiłem?
Dlatego to — rzekł, powstawszy, Lord — ja protestuję! Chcieliśmy coś odrzec, ale że dawaliśmy sobie wzajem pierwszeństwo głosu, nikt go nie podniósł; ja zaś, gdy na ustach miałem tę uwagę, iż wymaga się od protestującego, ażeby choć zasadę bardziej obowiązującą wskazał, Lord nie czekał więcej i dalej mówił.
— Niechże nie będzie teraz rzeczą na jowialny jedynie uśmiech zasługującą, skoro przystąpię i do technicznej formy mojej protestacji. Imiona Sokratesa i Ksantypy są zawsze ze wszech miar poważne i historyczne — — — Gdyby się więc kto spytał, przez co głównie starożytna dama zawiniła, skoro na olimpijskie czoło mędrca wylała była z okna urnę pełną domowych nieczystości?-ja odpowiedziałbym słowem jednym… — tu na bardzo maleńką chwilę czasu przemilkł mówca, ale natychmiast, głosu i gestu własnego dogoniwszy, dalej prowadził. — Atoli, stosownie do pojęcia o czystości w praktyce powszechnej będącego, zawiniła głównie Ksantypa przez to, iż z drugiego okna nie wylała była na też czoło urny pełnej wonności, jaką się ofiarow[yw]ato było bogom; zaś według mnie, winą jej jest, iż uczyniła to z bardzo niskiego stanowiska.
Nieczystość… — rzekł Lord pół-głosem i jakoby pochylając się od ucha do ucha jednym i drugim — …nieczystość jest to niskość!… Jest to niskość!… — powtórzył głośniej. — Jakoż, gdyby taż sama starożytna dama z tąż samą i nie mniej pełną urną znajdowała się ze mną na wysokości, do której zwykł mój dobiegać balon, mogłaby wypróżnić naczynie swoje bez obawy najmniejszej, bo tam nieczystości wcale nie ma!… Tam ciągły porządek jest i pełni się, w ustawach sił i warunków atmosfery założonym będąc.
Trefniś jakiś, do mojej tajemnicy próżno kołacąc, rzucił był anegdotę, jakoby z wysokości balonu mojego upadł nieczysty papier… Musiałoby to być raczej z okna Ksantypy, a nie z tych sfer, z których, cokolwiek się odepchnie, musi się doharmonizować do porządku ogólnego wśród włókien, kryształów, kropli, ruchu, pary i pędu…
Jednym słowem: za wysoko ja się podnoszę, ażeby dotyczyła mię nieczystość!… Co ci się podoba stamtąd rzuć, a potem o safirowej nocy letniej patrz na spadający aerolit… jakże on jest pięknym!…
Czystość zależy na podniesieniu się stosownym —nieczystością zaś jest poniżenie się… lub kogo… Czystość, która musiałaby degradować ludzi, ażeby siebie utrzymać, byłażby bez-plamną?
Ażeby przeto całego mojego o niej pojęcia dochować, wznoszę się; tudzież, ażeby protest mój nie był tylko czczymi wyrazami, lecz ażeby nosił pieczęć dopełnienia czegośkolwiek w kierunku tej prawdy.
Kto ma błogą wolę śmiać się z tego, niechaj to pełni teraz!… teraz!… bo poczuwam łzę w oku…
Mówiąc zaś to, począł Lord z nieprzyspieszonym, ale nieco namiętnym ruchem przecierać różowe kąty oka lewego i, z lekka kładąc rękę na ramieniu doktora di San Luca, rzekł:
— Ludzie nie są jeszcze czyści… Są dopiero perfumowani…
Nie przestankowe już, ale zamykające wyczerpniętą treść nastąpiło potem uciszenie, które wraz zapełniać rozpoczął zegar biciem godziny śniadannej. Staraliśmy się więc dopełnić ceremoniału pożegnalnego z rzetelnością tąż samą, z jaką dopełniliśmy delegacji, lubo ta rozwiązała tylko zakład zagajony płocho.
Do jakiego rodzaju obłąkania scjentyficzńie się policzą mania lorda Singelworth? — tego nie podnosił doktor di San Luca, zapewne przez takt i delikatność — dwie właściwości cenne, a wyznać trzeba, że nierzadkie pomiędzy uczonymi italskimi.
Natomiast improwizator Toni di Bona Graziaz większym niż kiedy zapałem głosił, że ulatujący podróżnik jest mężem misji, jest uprzedzicielem i zwiastunem Wielkiej Epoki nowej, która ma stać się dla ludzkości całej rodzajem puryfikacji i czymś do Revivalu amerykańskiego podobnym… Revivalu, o którym (mówiąc i szczerze, i na stronie) ani nasz stary, ukształcony i niewolniczy kontynent nie ma słusznego pojęcia, ani byłby na siłach, ażeby go u siebie spróbować i zaszczepić!… Archeologia tu raczej-lubo wstecz, ale żywo i świetnienie — działa.
Jakoż nadeszła niebawem uroczystość świętego Marka z nieporównaną swą Regatą. Wenecjanie wszyscy się znaleźli nagle u Wielkiego-Kanału, a tak wszyscy, że na placu Świętego Marka i w okolicach jego gołębie tylko same i niepłoszone przechadzały się po szerokim bruku.
U mostu wysokiego — u Rialto — flagi wszystkich barw, chorągwie wszystkich wieków i ludów grały wstęgami w wietrze — małe maskaradowe okręta, wyzłacane nawy z różnych epok, galery pstre herbami, czarne gondole i rozmaite statki spotykały się tak nieraz żebrami boków swoich, iż suchą nogą mogłeś przejść przez całą kanału szerokość, tam i na powrót.
Wszystkich oczy w-igrane lub wlepione były w ten wir archeologicznego szału, który nie bez pobudek uwzględniała roztropna austriacka policja.
Raz tylko kilka znacznych grup obróciło spojrzenia swoje ku górze, gdzie wzniesionymi wiosły gondolierowie pokazywali maleńki i mdły punkcik, znikający w przestworzu…
Był to balon lorda Singelworth.