Tomasz Judym jest uważany za głównego bohatera „Ludzi Bezdomnych”. Posiada bardzo złożoną osobowość i zawikłaną psychikę. Należałoby się zastanowić czy aby na pewno jest chybionym pozytywistą, romantykiem idealizmu, a nie chybionym idealistą, romantykiem pozytywizmu. Pojęcia go określające są bardzo płynne i dlatego myślę, że można je stosować zamiennie.
Z jednej strony można go uważać za romantyka. Przecież jest tak skłócony ze światem, w którym żyje. Nie potrafi odnaleźć w nim swojego domu, miejsca przesiąkniętego atmosferą miłości i ciepła. Jest na tyle zagubiony, że nie wie co ze sobą począć. Po ciężkim dzieciństwie, gdzie zdobył dosyć solidne jak na owe czasy wykształcenie. Decyduje się na rozpoczęcie praktyk lekarskich w Paryżu. Czy był to dobry krok? Czy gdyby poszedł inną drogą coś by zmienił w swoim przeznaczeniu? Na pewno, ale czy nie zmieniłby właśnie tego czego nie chciał zmieniać? Życie jest jak loteria- każdy ma tylko jeden los i to od nas zależy czy uda nam się go postawić na właściwy numer. Czasami uda się tym samym losem zagrać w kolejnej grze, ale to już jest wyjątkowe szczęście. Tomasz postawił swoją kartę na pomoc ludziom biednym. Jego jakże szczytny cel miał szansę powodzenia. Zapał jaki miał na starcie mógł mu tylko pomóc, gotów był poświęcić nawet tak wielką wartość jaka jest miłość, po to aby urzeczywistnić swoje idee. Podobny był tym samym do romantyków, którzy nierzadko poświęcali miłość dla wyższych konceptów(choćby Konrad Wallenrod). Miał sporo szczęścia na starcie. Mógł zdobyć uznanie w lekarskim środowisku czym zapewniłby sobie pierwszych pacjentów. Mógł podźwignąć ogromny ciężar jakim była bezinteresowna pomoc ludziom biednym, chorym i potrzebującym. W jego ciele bez ustanku kotłowały się dziesiątki, jeśli nie setki pomysłów mających duże szanse zrealizowania. W Cisach zdobył aprobatę dla swoich posunięć i mógł dalej wcielać w życie swoje pomysły. Gdyby jednak nie został zaślepiony własnym absolutem zdołałby przystanąć w swym marszu po sprawiedliwość i zauważyć co robi źle. Jednym z motorów jego działania było przeżycie nieszczęśliwej miłości do Natalii Orszańskiej. Mógł zapomnieć o niej jedynie pogrążając się w wirze pracy. Buntownik z wyboru(jak Konrad z III cz. „Dziadów”) od początku pracował sumiennie na swój wymarzony sukces. Dzielnie o niego walczył, nie pozwalał aby byle co zabroniło mu wierzyć w to, w co wierzył. Zanim jednak doszedł do swego ostatecznego celu, jak Kordian, szukał swej drogi w życiu. Licznymi podróżami starał się zapełnić lukę jaka się tworzyła ilekroć pomyślał o swoim celu w życiu. Stefan Żeromski nadając swemu bohaterowicechy romantyka złożył pewnego rodzaju hołd ustępującej epoce. Obdarzając go jednak także w cechy pozytywisty ostatecznie z nią zerwał.
Tomasza Judyma można by także nazwać chybionym idealistą. Mając tak wielkie szanse nie wykorzystał ich. Dwa razy zmarnował szczęśliwy uśmiech losu pozwalający mu na dalsze działanie(oczywiście po drobnych zmianach). Nie zauważył jak bardzo los mu pomagał i jak bardzo był mu przychylny. Dostał w „prezencie” Joasię, która mogła mu pomóc, dostał pracę w Cisach, gdzie był uznawany za kogoś kogo pomysłom można zaufać. Przecież już to, że wybił się z szewskiej rodziny było czymś. A na tym nie musiało się skończyć, książka kończąc się nie pozostawia czytelnikowi rozwiązania. Być może Tomasz całkowicie poświęci się pracy, a być może zatraci się w swych celach i ostatecznie się pogrąży…
Nie wiadomo, przecież to właśnie cechy łączące w nim różne epoki dawały mu taką siłę. Na przykład jego częściowy pozytywizm objawiał się w uznanej przez niego konieczności przeprowadzenia reform socjalnych(głównie dotyczących higieny). Jego męstwo, odwaga, prawie heroizm w dążeniu do celu, wypłynęły z wewnętrznej potrzeby czynienia dobra. Natomiast jego błędy zostały niewłaściwie odczytane przez otoczenie nadając im cechy, których nie posiadały. Nie od dziś wiadomo, że są tacy ludzie, którzy sami sobie aranżują świat i im właśnie udaje się w nim żyć. Taki akurat był Judym. Jego pogarda i bunt wobec schematów myślowych, chęć znalezienia lekarstwa na pustkę myślową i obyczajową panującą wśród arystokracji. Uznawał pracę jako nadrzędną wartość stanowiącą broń przeciwko zgniliźnie społecznej i absurdom otaczającego go zewsząd świata. Aby zrealizować swoje dążenia chciał zaangażować wyższą klasę w czynne kształtowanie rzeczywistości. To co, że w swoich czynach wykazał się gwałtownością? Trudno, taki już był. Jego impulsywność była zarazem inicjatywą. Wielki altruista nie dający sobie rady z otaczającą go biedą spotęgowaną jeszcze tym, że ilość pomysłów w jego głowie przekraczała dopuszczalne normy i w pewnych momentach po prostu wybuchała. Samotny pielgrzym, bojownik o „lepsze jutro”.
W duszy Tomasza łączyły się postawy, które już w pojedynkę były piękne, ale i kłopotliwe. Romantyzm, idealizm i pozytywizm. Czasem walczyły ze sobą, a czasem sobie pomagały. Taka mikstura utworzyła z doktora Judyma jednostkę nieprzeciętną. Romantyczna pasja będąca motorem działania, pobudzająca wizję przyszłości, była z początku prosta w swojej ideologii. Dopiero potem stała się protestem przeciwko zakłamaniu i wygodzie ludzi zadufanych w sobie, pewnych swojej pozycji w świecie, uregulowanej przez zasady broniące interesów wybranej grupy. Tomasz stał się obrońcą etyki i odpowiedzialności społecznej. Bohaterem przeciwstawiającym się mieszczański kanonom zachowań, złu i krzywdzie.Jego bogate życie wewnętrzne i złożona psychika stała się także jego przekleństwem. Był osamotniony i niezrozumiały. Nie potrafił odnaleźć się w tak urządzonym społeczeństwie. Jego uczciwość i poczucie odpowiedzialności stało się przeszkodą w kontaktach ze światem pełnym zakłamania, hipokryzji i troski o prywatne interesy. To wszystko sprawiło, że Judym sięgnął po prawo bezwzględnego i samodzielnego osądu świata. Tak wielki krok wymagał znalezienia oparcia, a ponieważ uznał Joasię za tego niegodną, szukał go w sobie, we własnej wrażliwości moralnej i uczuciowej.
Może gdyby nie awansował w drabinie społecznej, jego możliwości nie stworzyły by mu okazji do filantropijnego rozwoju swoich pragnień? Może byłby wtedy szczęśliwszy? Może małżeństwo z Natalią wymazałoby z jego przyszłości tą mozolną drogę, stwarzając z niego kolejną jednostkę poddaną rzeczywistości, nie chcącej nic zmienić w wygodnym wtedy dla niego świecie. Byłby wtopiony w banalność schematów społeczno- obyczajowych.
Jednak patrząc na Judyma jak na książkę, zawierającą wiele rozdziałów, a jeszcze więcej stron, nie można nie zauważyć jego wieloznaczności i wieloaspektowości nie pozwalającej na jednoznaczną ocenę. On jest właśnie jak ta książka- składa się z wielu, czasem bardzo odmiennych rozdziałów, jednak jako całość tworzy nierozerwalną część. Gdyby nie środowisko, doktor nie byłby tym kim jest. Jego działania nie byłyby wynikiem buntu lub niezadowolenia z warunków bytu własnego lub innych. Próba samorealizacji jaką podjął, pragnienie bycia użytecznym, czynienia dobra, była uwarunkowana jego dzieciństwem. Być może chciał się odwdzięczyć światu za naukę jaką otrzymał od ciotki. Niezrozumiany i odrzucony przez brata starał się odpłacić z nawiązką. Dlatego też w swoim postępowaniu kierował się głównie uczuciami: litością, miłością i współczuciem. W końcu znalazł w życiu priorytet, któremu podporządkował każdą inicjatywę. Starał się zapomnieć o własnym życiu, aby móc poświęcić się innym. Co z tego, że nie miał salonowej ogłady? Czy tylko ona się liczy? Czy to, że ktoś ma coś do powiedzenia jest bez znaczenia? Doktor Tomasz Judym był zdolny do częściowego przetransformowania świata. Zrobił w tym kierunku wszystko co mógł i nie jego winą jest, że ciągle mu rzucano kłody pod nogi. Takich jednostek jest stosunkowo mniej niż reszty społeczeństwa. Często umierają, zapomniane przez życie w jakiejś norze. Tak nie może być! Trzeba to zmienić i myślę, że jest to jedno z głównych przesłań „Ludzi bezdomnych”. Niech ci co mogą, wyciągną pomocną dłoń do tych, którzy jej potrzebują.