Jan Kochanowski był wzorem humanisty, w swoich utworach często nawiązywał do filozofii stoickiej – sam pragnął być stoikiem. Był przekonany, że jest bliski osiągnięcia pełni spokoju wewnętrznego, równowagi duchowej. Dopiero śmierć ukochanej Urszulki pokazała, jak bardzo się mylił:
„Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był ujrzał progi twoje!
Terazem nagle ze stopniów ostatnich zrzucony
I między insze, jeden z wiela policzony.”
Kochanowski był przekonany, że Urszulka odziedziczyła po nim talent, miał nadzieję, że przejmie ona lutnię poetycką. Jej śmierć, śmierć małej oliwki, słowiczka rozwiały marzenia poety.
Odzwierciedleniem wewnętrznych rozterek poety jest cykl trenów poświęcony Urszulce. Tren jest gatunkiem biblijnym. Był zastrzeżony dla znanych i zasłużonych osób, ale Kochanowski zerwał z tą zasadą. Pisząc pragnie zrozumieć to, co się stało, pomóc sobie samemu, równocześnie stara się dowiedzieć, co obecnie dzieje się z Urszulką. Pyta o sposób pozagrobowego istnienia. Brak jest na nie odpowiedzi ze strony kościoła chrześcijańskiego, ani w platońskich i mitologicznych opisach. Rozważa różne z miejsc ostatecznych: „raj”, „czyściec”, „miejsce nadniebne”, „szczęśliwe wyspy”, „zdrój niepomny”. Kochanowski nawiązuje do platońskiego motywu powrotu dusz po śmierci, do miejsc w których przebywała przed wcieleniem. W rezultacie zaczyna wątpić w Boga, życie wieczne, w ogóle w życie pozagrobowe („Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest”).
Poeta za wszelką cenę pragnie jeszcze raz ujrzeć córkę. Udaje mu się, opisuje to w ostatnim z TRENÓW, w którym opowiada swój sen – we śnie ukazała mu się matka z Urszulką. Poeta przynajmniej częściowo odzyskał spokój, wiedząc, że jego córeczka jest szczęśliwa. Postawa ojca zmienia się – kochający, cierpiący, tracący ideały, powracający do równowagi duchowej.