Proces nie trwal dlugo-juz pierwszego dnia zapadl wyrok uniewinniajacy Antygone. Mimo iz spelnila sie wola ludu, nie kazdy czul sie usatysfakcjonowany…
W swej wielkiej, przerazajacej wrecz ogromem komnacie siedzial Kreon. Jego twarz, gleboko schowana w dloniach, mowila sama za siebie-krol byl przygnebiony. Co jakis czas, pomiedzy palce, przepychalo sie kilka krolewskich lez. Niektore wysychaly juz na dloniach, inne natomiast spadaly na stopy krola.
Sala, w ktorej siedzial, bogactwo i wladza, ktore zreszta posiadal od niedawna, zaczynaly go przytlaczac. Kazda mysl, kazdy pomysl glosno kotlowal sie w jego glowie, by po chwili, z jeszcze wiekszym hukiem z niej wyleciec. Pustka pomieszczenia potegowala pustke w sercu oraz wzmagala burze w mozgu. Swiat krecil sie wokol Kreona ze zdwojona moca i predkoscia i nawet on sam nie potrafil tego zmienic.
Tak, wielki i nieomylny krol mial problem, ktory go przerastal-jego autorytet zostal zachwiany, lub raczej calkowicie legl w gruzach, przysypujac i zarazem usmiercajac wiekszosc z krolewskich marzen. Dawniej wierny lud, jego wlasni poddani odwrocili sie tylem, opowiadajac sie za nieposluszenstwem i zuchwalstwem Antygony, a sam wladca ustapil tym, ktorym powinien wydawac rozkazy.
– Jak tu rzadzić? – myslal – Jak byc godnym, sprawiedliwym i jedynym wladca, gdy lud dyktuje mi, co robić, gdy wiekszym zaufaniem i miloscia darzy zdrajczynie?
Te rozmyslania o niczym i wszystkim zarazem mogly trwac jeszcze dlugo, gdyby nie nagle najscie Eurydyki, ktora zaniepokojona zniknieciem meza, postanowila wziac sprawe we wlasne rece.
– Mezu moj i krolu, przestan rozpaczac. Spojrz, jaki Hajmon szczesliwy, majac przy boku swa oblubienice. Wyjdz z komnaty, jakiz to wladca, co swych poddanych ani krolestwa nie odwiedza?
Kreon uniosl glowe i wsparlwszy sie na ramieniu zony wstal.
– Na coz mi ogladac krolestwo, gdy nie moge go kontrolowac, gdy nie jestem w stanie nad nim zapanowac? Na coz mi caly ten dobytek?
Eurydyka nie wiedziala, co powiedziec. Jej wczesniejsze slowa nie wywarly na Kreonie wiekszego wrazenia i w zaden sposob nie polepszyly jego nastroju. Wrecz przeciwnie, zrodzily jedynie nowe, pelne obaw mysli.
Jego wlasny, rodzony syn planowal wlasnie slub z kobieta, ktora najpierw popelnila godne smierci i wiecznego potepienia przestepstwo, z premedytacja wystapila przeciw ustanowionym prawom, a nastepnie wypierajac sie czynu w zywe oczy zostala uznana za niewinna.
– Zawolajcie do mnie Hajmona – krzyknal z calych swych sil, a echo ze zdwojona moca roznioslo te slowa po calym palacu. W glosie krola slychac bylo zarowno straszliwy gniew, jak i wielki, przeszywajacy wreczserce strach przed utrata syna. Decyzja, ktora przed momentem podjal byla niezwykle bolesna, aczkolwiek wydawala mu sie jedyna rozsadna.Mimo targajacych nim sprzecznych uczuc, nie chcial zwlekac dluzej.
Po chwili przed smutne oblicze krola przybyl Hajmon, a wraz z nim nie opuszczajaca go na krok Antygona. Wczesniej wesola i rozesmiana para posmutniala. Wyraz twarzy Kreona zapowiadal cos zlego.
– Synu – krol postanowil mowic szybko i zwiezle – jezeli chcesz poslubic te kobiete, powinienes opuscic to miasto i zapomniec o rodzinie. Przywdziejesz wowczas szaty zebracze i nikomu nie wspominajac o krolewskich korzeniach rozpoczniesz zycie od nowa.
Widzac zdziwienie na twarzach dodal:
– Poswieciles sie dla niej wczesniej. Wystapiles jednoczesnie przeciw swemu ojcu i krolowi. teraz rowniez mozesz okazac jej swa wielka milosc. Po prostu odejdz i zapomnij, niczego wiecej nie wymagam. Zrozum, tak bedzie lepiej dla nas wszystkich.
Hajmon nie odpowiedzial. W przyplywie szalenczej zlosci odwrocil sie w kierunku wyjscia. Uchwyciwszy Antygone za reke pociagnal ja za soba.Szarpnal ja bardzo mocno, lecz dziewczyna ledwo drgnela. Jej nogi przyrosly do podlogi. Wpatrzone we wlatujace do sali promienie slonca oczy, zdawaly sie byc martwe. Stala tak przez dluzsza chwile, po czym stlumionym splywajacymi po twarzy lzami glosem wyszeptala:
– Odejde sama – te slowa jeszcze dlugo tkwily w pamieci Hajmona.