W Warszawie***
Żeby to zamiast szyb, co tak okwicie
Pozamrażane u nas brylantami,
Posągów kilka stało na błękicie
Lub perystylu wybłąk z kolumnami…
Żeby to słońca blask, tak jak w Sorrento,
Przez liście lauru się prześlizgał kręto –
Bah!… ale wszystko tu obwiane mgłami…
W Rzymie***
Żeby to zamiast czarnych tych cyprysów
I słoneczności tej, co razi oczy,
I Colosseum (rudych gniazda lisów!)
Płaczącej brzozy dopatrzyć warkoczy,
A zamiast ziemi popiołów i gruzów
I połamanych waz etruskich, żeby
Popodlewanych zagony arbuzów
I choćby trochę polskiej dotknąć gleby…
Bah!…
Wyobraźnio… pani Penelopo!
Znam cię – i lekką jak pomykasz stopą
Po spopielonych sercach twych amantów…
Znam cię – i wachlarz twój przerozmaity,
I giest, i słodkich zapiewy dyszkantów,
I moc, i prawdę twą, i – jestem syty…