W cień owinę się…

W cień owinę się jak w rąbek,
Księżyc przyćmię, gwiazdy zdmuchnę,
Skrzydła wezmę dwa bieluchne —
I polecę — jak gołąbek!
Mój gościniec — mleczna droga,
Mój przewodnik, co tam mruga,
Gwiazdka jedna, gwiazdka druga,
Co się pali u stóp Boga.
Tyle smutków przez dzień cały,
Tyle troski, tyle nudy…
Witaj, witaj, duchu biały
Czarodziejskich snów, ułudy!
Gdzie polecę, gdzie popłynę,
Nim mnie ranek schwyci szary?
W step szeroki? W mórz głębinę?
Pod błękitnych zórz kotary?
Cisza wabi, cisza nęci…
O! bodaj to, chociaż we śnie,
Zbyć się myśli i pamięci,
Co udręcza tak boleśnie!
Dość, dość skarg tych! Dość tych żalów!
Noc tak cicha, pełna woni…
Czuję srebrną mgłę na skroni,
A w źrenicy błysk opalów…
Kto tam płacze? Kto tam wzdycha?
Precz, ty czasie, z rdzawą kosą!
Wznieśmy toast z róż kielicha,
Nabranego świeżą rosą!
Ktoś się biedzi z dawnym bólem,
Ktoś z swą nędzą, ktoś z tęsknotą…
Zbudź się, powstań, jesteś królem,
Wznosisz czarę szczerozłotą!
Czyżby słuchał świat rachunków
Z gorętszego serca drżenia?
Co to? — Skargi? — Co? — Westchnienia? —
Nie, to szmery pocałunków!
Chór majowych dzwonków w lesie
Pieśń uroków pełną niesie…
Któż mi wzbroni na tej ziemi
Noc prześpiewać razem z niemi?
Chwilę szczęścia trzeba chwytać,
Jak złotego ptaka w locie…
Mamże we łzach i w tęsknocie
Czekać, aż dzień pocznie świtać?
Serce, nie bijże tak głośno…
Ty wiesz przecie, że nie wolno!
Co! Piosenkę chcesz miłosną?
„…Pokochałem różę polną…”
Nie, nie! proszę ciszej, ciszej!
Sen ucieknie mi ułudny…
Nuż się zbudzi a usłyszy
Ranek zimny, ranek nudny!
Jak namiętnie noc ta pała!
Ileż blasków w tej ciemności!
Ach, do ciebie, różo biała,
Toast szczęścia i miłości!