Był piękny poranek. Wakacje właśnie się rozpoczynały, były czymś czego najbardziej oczekiwałam po długim, męczącym roku szkolnym. Choć muszę przyznać, że ukoronowaniem tych lat była zdana matura i indeks na wymarzoną uczelnię. Może nawet nie same studia, ale fakt, że wreszcie wyrwę się z tego prowincjonalnego miasteczka do dużej aglomeracji napędzały mnie jeszcze bardziej i jeszcze bardziej pragnęłam chłonąć życie i brać je pełnym garściami.
Wieczorne spotkania z przyjaciółmi i nocne powroty były namiastką tego co mnie oprócz nauki miało czekać w wielkim mieście. Do października było jeszcze dużo czasu więc życie upływało mi na odpoczynku i zabawie. Ponieważ jestem osobą która nie ma problemów z nawiązywaniem kontaktów zawsze miałam wokół własnej osoby sporą grupę przyjaciół i znajomych. Wakacyjne życie towarzyskie kwitło. Jestem z tzw. ?dobrego domu? dlatego rozsądek zawsze brał górę nad emocjami. Umiałam rozróżnić dobro od zła, wydawało mi się że jestem na tyle dorosłą osobą, że nie może mnie spotkać nic złego. Ale okazało się, że życie napisało dla mnie zupełnie inny scenariusz. Pod koniec wakacji wyjechaliśmy całą grupą nad morze. Było wspaniale, poznałam masę nowych ludzi, którzy budzili we mnie zaufanie. Wydawało mi się, że jestem bardzo rozsądną dziewczyną, ale jedna noc przekreśliła całe moje dotychczasowe życie. Była dyskoteka: alkohol, towarzystwo i pewnie za dużo tego pierwszego, bo potem był sex. Po kilku drinkach poszliśmy razem na parkiet. Szaleliśmy jak małe dzieci. Nie wiem czy to ten alkohol, ta muzyka, czy może facet, z którym tańczyłam sprawiły, że zapomniałam o Bożym świecie i bardzo mnie to cieszyło. Facet którego znałam może kilka godzin wydawał mi się tym jednym z bajki. Gdy obudziłam się rano z głową prawie na kolanach, nie chciało mi się żyć. Wyrzuty sumienia i strach przed tym, przed czym ostrzegali mnie od lat moi rodzice i nauczyciele, przed czym ostrzegały ulotki i reklamy w telewizji nie dawały mi spokoju. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Przypomniałam sobie o AIDS. Jedna noc z nieznajomym nie może być aż taka w skutkach. Zaczęłam te myśli od siebie odpychać, ale one powracały jak bumerang. Stałam się nie do zniesienia, nic do mnie nie docierało. Zwierzyłam się o swoich niepokojach przyjaciółce. Nie było innego wyjścia, aby uspokoić swoje sumienie i wyjaśnić wszystko ? musiałam zrobić testy w kierunku HIV. W drodze do przychodni wszędzie zauważałam plakaty ostrzegające przed tą śmiertelną chorobą, plakaty które przecież wisiały i nigdy nie zwracałam na nie uwagi. Dlaczego dopiero teraz je zauważałam. Nigdynie sądziłam, że ten problem będzie mnie dotyczył. Czas w którym czekałam na wyniki okazał się wiecznością. Po kilku dniach odebrałam wyniki. Tyle powiem: przegrałam własne życie, zaprzepaściłam własną szansę na to żeby coś w życiu osiągnąć. Jednym krokiem przekreśliłam to, co było najpiękniejsze. Powiedziałam rodzicom o wszystkim. Mama płakała, tata nic nie powiedział tylko mnie przytulił. Chociaż w nich miałam oparcie. Chłopak, który mnie zaraził zmarł dwa tygodnie temu. Dla mnie życie to ciągła walka o przetrwanie. Ja umrę może za pół roku, może za miesiąc, może tej nocy. Nie wiem. Rodzice powiedzieli, że nie powinnam marnować swojego życia. Mam żyć i walczyć. Studiowałam dziennikarstwo przez jakiś czas. Powinnam żyć normalnie. I tak było. Przyjaciele nie pozwalali mi na marnowanie chociażby jednej sekundy. Niestety, choroba postępowała coraz bardziej. Musiałam zrezygnować ze studiów. Miałam coraz mniej sił. Byle przeziębienie zmuszało mnie do tygodniowego leżenia w łóżku. Dopiero teraz tak naprawdę odczuwam skutki tamtego feralnego dnia. Dostałam jakieś nowe leki bo wcześniejsze przestały już działać. Jednego dnia rodzice zabrali mnie nad jezioro. Miałam przeczucie, że widzę je po raz ostatni. Spokojnie żegnałam się z każdym drzewem, z każdym źdźbłem trawy. Stałam na pomoście i płakałam. O czym myślałam nie powiedziałam nikomu i nie powiem.
Teraz jestem w szpitalu, brakuje mi sił, słabnę z dnia na dzień. Jednak wciąż żyję. Leżąc w szpitalnej sali przypomniałam sobie zdanie, które kiedyś powiedziała mi moja mama. W życiu jak w tańcu każdy krok ma znaczenie. Ja w tym tańcu zrobiłam o jeden krok za dużo.