Księga II. Pożar Troi. Opowiadanie Eneasza
W czasie wieczornego snu ukazał się Eneaszowi smutny Hektor, który gorzko płakał. Był zupełnie taki jak wtedy, kiedy ciągnięto go w czarnym kurzu za rydwanem, skrwawionego i powiązanego sznurami.
Jakżeż odmienny był od tego Hektora, który dumnie powracał z bitwy odziany w zbroję Achillesa (po zabiciu Patroklesa).
Hektor nakazuje Eneaszowi, aby wydostał się z pożaru i uciekł, bo Troja płonie i wali się z wyżyny. Wszystko, co dało się zrobić dla ojczyzny i Priama, zostało zrobione. Oznajmia, że teraz Troja powierza mu penaty (bóstwa domowe i opiekuńcze), by zabrał je ze sobą do miasta, które po długim wśród morza błądzeniu ma założyć.
Chociaż dom jego ojca Anchizesa stał na uboczu, Eneasza zbudziły coraz głośniejsze odgłosy bitwy i zerwał się ze snu. Kiedy dobiegły go krzyki ze wszystkich stron i wbiegł na szczyt dachu swego domu, usłyszał straszny łoskot żelaza, wrzawę bitwy i zobaczył pożar miasta, jakby szalony potok płynął z gór, kładąc pokotem lasy.
Zrozumiał, jakim podstępem Grecy zdobyli Troję. Runął pałac Deifoba, spłonął dom Ukalegonta i wielka łuna rozświetliła Cieśninę Sygej-ską. Zewsząd było słychać trąby, wrzawę, płacz i rozpacz.