Bitwa pod Grunwaldem – 1410
Krzyżacy przybyli do Polski na zaproszenie księcia Konrada Mazowieckiego w 1226 roku. Pod pozorem chrystianizacji chcieli podbić ostatnie pogańskie państwa Europy. W rzeczywistości walki, które prowadzili wcale nie miały doprowadzić do szerzenia wiary chrześcijańskiej, trudno bowiem nazwać szerzeniem wiary zabijanie niewinnych ludzi.
Państwo krzyżackie było bardzo dobrze zorganizowane. Charakteryzowało się wysokim stopniem centralizacji i karności oraz sprawnym administrowaniem. Miało również cechy imperium kolonialnego – które powstało w wyniku podboju, rządzonego przez zawodowych wojowników obcego pochodzenia. Krzyżacy dysponowali wspaniałym zapleczem ekonomicznym i militarnym. A ich „misja” – szerzenie wiary – miała całkowite poparcie Cesarza i Papieża co pozwoliło im na znaczne nadużycia w stosunku do „chrystanizowanej” ludności bez żadnych dla nich konsekwencji.
W początkach XIV wieku Krzyżacy dokonali najazdu na Pomorze – ziemie należące do Polski. Słaba wtedy Rzeczpospolita nie potrafiła przeciwstawić się temu najazdowi. Najpierw walczył Władysław Łokietek, który wygrał nawet bitwę pod Płowcami (1331), ale ostatecznie Pomorza nie odzyskał, nie wystarczyło też sił potrzebnych na wyegzekwowanie sądów papieskich przynoszących Polsce korzystne rezultaty. Następny król – Kazimierz Wielki w Kaliszu w 1343 roku wynegocjował dla kraju tylko utracone Kujawy – Pomorze wciąż pozostawało w rękach Krzyżaków…
Wydarzeniem , które całkowicie zmieniło obraz wydarzeń i pewności Zakonu był układ polsko-litewski z 1386 roku, który obsadzał na tronie polskim władcę Litwy – Jagiełłę. Wraz z koroną polską przyjął on za żonę królową Jadwigę a następnie ochrzcił się – a wraz z nim cała Litwa.
W tym właśnie momencie Krzyżacy tracili pretekst do dalszego przebywania w tej części Europy – ostatnie pogańskie państwo zostaje bowiem schrystianizowane – i to w sposób pokojowy! Na dodatek na terenie Unii z dwóch państw: dobrze zorganizowanej Polski i rozległej, choć słabej jeszcze Litwy powstało potężne mocarstwo, które zaczęło się liczyć w Europie. Krzyżacy musieli działać. Dążyli do rozbicia Unii: głosili wszem i wobec, że chrzest Jagiełły i całej Litwy był tylko pozorny a Polacy okazali się fałszywymi chrześcijanami i powinni być traktowani jako wrogowie wiary.
W samej Unii też nie obyło się bez problemów. Dwie dynastie Olgierdowiczów i Kiejstutowiczów rywalizowały ze sobą. Pierwszą reprezentował Jagiełło a drugą Witold, który wraz z Krzyżakami (formalnie utrzymującymi z Królestwem pokój) najeżdżał ziemie litewskie. Sytuacja ta trwała aż do roku 1392 kiedy to król Władysław ostatecznie przekonał do siebie Witolda i powierzył mu niemal nieograniczoną władzę w Wielkim Księstwie.
Krzyżacy nie mogli już liczyć na podbicie całego Księstwa, nie zrezygnowali jednak ze Żmudzi, która odzielała ich od Inflant, gdzie również mieli znaczne posiadłości. Przez cały czas wyrządzali też szkody w Królestwie co powodało narastanie napięć na linii Malbork – Kraków i w efekcie powodowało coraz większą chęć siłowego rozprawienia się z Krzyżakami. Dlatego właśnie powstanie na Żmudzi w 1409 roku spotkało się z poparciem zarówno Wilna jak i Krakowa. Król Władysław na dzień 17 lipca zwołał do Łęczycy zjazd „panów i prałatów królestwa polskiego”, na którym to zjeździe powzięto decyzję czynnego opowiedzenia się po stronie Litwy w razie jej konfrontacji z Zakonem. Była to trudna decyzja. W świetle sławy Zakonu i jego misji chrześcijańskich wypowiedzenie mu wojny mogło ściągnąć na Unię kłopoty z całej zachodniej Europy. Dlatego starano się tak postępować, aby wojna wybuchła „po wszystkich możliwych pertraktacjach dyplomatcyznych i miała charakter obronny dla Korony”. Dużą rolę w tych działaniach miało samowolne wystąpienie przed mistrzem krzyżackim arcybiskupa Mikołaja Kurowskiego, który ostrzegł Zakon, że jeżeli zaatakuje on Litwę, król polski zaatakuje Prusy. Wielki mistrz odparł, że znacznie większą przyjemność sprawi mu wojna z „głową” Unii – Polską niż z wielką ale mało rozwiniętą Litwą.
Ulryk – jak się okazało – nie rzucał słów na wiatr. Zaraz po wyjeździe arcybiskupa, dnia 6 sierpnia 1409 roku wysłał on do króla polskiego formalne wypowiedzenie wojny. Już dziesięć dni później wojska krzyżackie wkroczyły do ziemi dobrzyńskiej same rozpoczynając działania wojenne. Najazd był bardzo brutalny – nie oszczędzano nikogo. W ciągu dwóch tygodni opanowano Rypin, Lipno, Dobrzyń, Bobrowniki i Złotorię. W tym samym czasie inne oddziały wkroczyły od granicy północnej i bez większego wysiłku zdobyły ważną strategicznie Bydgoszcz. Jej odzyskanie było bardzo ważne dlatego już w początkach września w Wolborzu podjęto wyprawę a już 29 dnia tego miesiąca rozpoczęto oblężenie z wykorzystaniem ciężkiej artylerii. Po wzięcu jej szturmem 6 października podpisano rozejm, obowiązujący do zachodu słońca 24 czerwca 1410 roku. Czas ten miał pozwolić Unii na uruchomienie pełni swych możliwości militarnych, obie strony wiedziały przecież, że przerwa jest tylko chwilowa. Już w grudniu w Brześciu Litewskim król Władysław, Witold i podkanclerzy Mikołaj Trąba zebrali się aby ustalić plan kampanii, która miała zupełnie zaskoczyć Krzyżaków. Rózwnież działalność dyplomatyczna nie była zaniedbywana, kancelaria królewska na szeroką skalę rozpowszechniała pisma, w których demaskowała prawdziwe, zaborcze zamiary Krzyżaków. Sukcesem było uzyskanie od jednego z Papieży (czas schizmy) nakazu na zawarcie z Polską pokoju. Pismo to rozpowszechniono w całej Europie.
W lutym 1410 r. w Pradze odbył się sąd rozjemczy na czele którego stał Wacław Luksembusrki. Posłowie polscy byli przekonani, że Wacław był zawczasu przekupiony i wyrok będzie dla Unii niekorzystny. Dogodnym pretekstem do nieuznania przez Polaków wyroku było odczytanie go w języku niemieckim a nie w obowiązującej łacinie. Język czeski również był dla posłów „nieodpowiedni” dlatego demonstracyjnie opuścili oni obrady.
Oba kraje szukały w całej Europie sojuszników. Krzyżacy przekonali do siebie książąt pomorskich i śląskich, orzymali też pomoc z Niemiec. Zawarli sojusz z Zygmuntem węgierskim, który w razie wojny na północy miał zaatakować polskie południowe granice. Również obie strony chciały zwiększyć swoje siły poprzez siły zaciężne z zagranicy. Werbowano je głównie na terenie Czech, Moraw i Niemiec.
W Polsce natomiast zbierano zapasy żywności. Król organizował łowy w całym kraju. Zdobyte pożywienie kierowano do Płocka, gdzie miało być ono przechowywane aż do wojny.
Troszczono się też o odpowiednie uzbrojenie. Zwłaszcza Krzyżacy produkują duże ilości elementów uzbrojenia rycerzy. W latach poprzedzjących wojnę w 30 zamkach krzyżackich miało się znajdować ponad dwa tysiące hełmów, 2500 zbroi, ponad 4000 kusz i aż 600 000 bełtów. Przed samą wojną te liczby jeszcze wzrosły.
W Polsce każdy rycerz zaopatrywał się w broń we własnym zakresie. Dominowała produkcja rodzima, w której najważniejsze miejsce zajmowały miejskie gałęzie rzemiosła cechowego.Dla tego okresu znamy około 15 takich gałęzi działających na potrzeby wojska. Polską produkcję tego okresu można określić na ponad 5000 mieczów, 2000 kusz i kolczug oraz ok. 1200 zbroi. Była to duża produkcja pokrywająca potrzeby królestwa a nawet eksportująca swe wyroby na Litwę.
W miarę jak zbliżał się termin wygaśnięcia okresu pokoju oba państwa przygotowywały się do rozpoczęcia wojny. Jagiełło nie bardzo obawiał się ataku ze strony Węgier znając dobrze Zygmunta, który zwykle zaniedbuje swoje obietnice, osłonę południa kraju powierzono tylko rycerstwu z powiatów: sądeckiego, szczyrzyckiego i ziemi bieckiej. Na czele tych oddziałów stanął kasztelan lubelski Jan ze Szczekocin.
Wkrótce król zarządził mobilizację powszechną i wezwał rycerstwo oraz poddanych do stawienia się do walki przeciw Krzyżakom.
19 czerwca na Łysej Górze król modlił się, a pięć dni później udał się do Wolborza, gdzie miał być punkt zborny dla rycerstwa małopolski i ruskich ziem korony.
Działania wojenne rozpoczęli tym razem Polacy, którzy w nocy 24 czerwca podpalili wsie należące do Zakonu leżące na lewym brzegu Wisły naprzeciw Torunia. Rana ta była dla Krzyżaków tym bardziej bolesna, że w Toruniu przebywał w tym dniu Wielki mistrz Ulryk von Jungingen. Nie mógł on jednak pomóc swym „rodakom” gdyż był od nich oddzielony barierą największej polskiej rzeki. Był to cios zadany przede wszystkim wielkiej ambicji Zakonu. Ulryk chcąc jak najszybciej stanąć w gotowości bojowej – za pośrednictwem węgierskich posłów przebywających w Toruniu – chciał przedłóżyć rozejm o dalsze dziesięć dni – do 4 lipca.Jagiełło nie protestował.
Dalsze dziesięć dni pozwoliło na skoncentrowanie wojsk sprzymierzonych. Miejscem na to wyznaczonym okazał się Czerwińsk nad Wisłą. Tam właśnie zmierzały wszystkie wojska polskie i litewskie, które po trudnej, ale bardzo sprawnie przeprowadzonej przeprawie przez Wisłę stanęły na jej prawym brzegu. Dopiero teraz wojska sprzymierzonych zebrały się w całej swej sile. Ocenia się, że liczyły około 10 tysięcy Litwinów i 20 tysięcy Polaków przeciw około 15 tysiącom rycerskiej jazdy krzyżackiej, w skład której wchodziły ponadto oddziały rycerzy z Europy zachodniej i chorągwie zaciężne. Obu armiom towarzyszył tabor, którego rozmiary również były bardzo duże. Gdy Krzyżacy rozpoznali wreszcie ruchy sprzymierzonych postanowlili również zmobilizować swoje wojska i – podobnie jak Polacy – rozstrzygnąć wojnę w walnej bitwie na otwartej przestrzeni, ale w takim miejscu i czasie, które nie pozwoliłoby sprzymierzonym wykorzystać swej liczebnej przewagi.
Pierwsze walki
3 lipca po przebyciu Wisły armia kontynuowała marsz w kierunku granic państwa zakonnego przez księstwo płockie, którym władał Siemowit IV – człowiek dość niekonkretny – utrzymywał bowiem bliskie stosunki z Zakonem wysyłając jednocześnie na wojnę z nimi swoje dwie chorągwie. Poza tym to on odstąpił Zakonowi Zawkrze – ziemie jeszcze polskie. Gdy sprzymierzeni dotarli do granic tych ziem król polecił zadać straty zarówno Krzyżakom jak i swojemu, choć niepewnemu poddanemu. 5 lipca Janusz Brzozogłowy zwyciężył krzyżacką
załogę Świecia a dzień później Witold przeprowadził ostateczny przegląd wojsk Wielkiego Księstwa, zarządzono ponadto próbny-fałszywy alarm, który sprawdził gotowość bojową sił sprzymierzonych. 7 lipca osiągnięto Bądzyń, czym potwierdzono, że ziemia dobrzyńska nie stanowi celu marszu, a jest nim sama stolica Zakonu – Malbork. W Bądzyniu spędzono dwa dni. Wyruszono stamtąd 9 lipca i dopiero wtedy wkroczono do Prus. Obóz został rozbity pod Lidzbarkiem Welskim, który spalono i złupiono. 10 lipca maszerowano dalej wzdłuż rzeki Wel na północny zachód. Po kilku godzinach marszu zatrzymano się przed miastem Kurzętnik, które strzegło ważnej przeprawy przez rzekę Drwęcę. Podjazd wysłany na zwiad natknął się zupełnie niespodziewanie na konie krzyżackie pojone w rzece przez pachołków. Okazało się, że Krzyżacy byli szybsi i zajęli Kurzętnik przed wojskami Unii. Teren był bardzo dokładnie strzeżony a przy tym bardzo trudny do przebycia – walka nie miałaby sensu nawet przy przewadze wojsk sprzymierzonych. Podjęto więc decyzję o wycofaniu się i obejściu Kurzętnika tak aby potem skierować się znów na Malbork. Odskok rozpoczął się 11 lipca – wrócono pod Lidzbark a następnie przemaszerowano w rejon Działdowa, który został opanowany bez walki. Obóz został rozbity we wsi Wysoka. Tego dnia wojska pokonały dystans 42 kilometrów. Natomiast Krzyżacy poszli w górę Drwęcy i 13 lipca osiągnęli rejon Lubawy. 12 lipca Polacy i Litwini przebywali w okolicach Działdowa skąd 13 lipca wyruszyli na północny wschód, miały przejść przez Grunwald, Stębark, dojść do Mielna i stamtąd iść na Olsztynek. Tego dnia do obozu polskiego dotarli posłowie węgierscy, którzy w imieniu Zygmunta węgierskiego wręczyli Jagielle wypowiedzenie wojny. Tego dnia wojsko doszło do przesmyku między jeziorami Wielką i Małą Dąbrówną. Przesmyk ten zajmowało miasto Dąbrówno, które zostało zaatakowane i zdobyte. To jednak nie wystarczyło aby spokojnie kontynuować marsz – miasto zajmowało cały liczący zaledwie 300 metrów szerokości przesmyk między jeziorami. Zostało na dodatek podpalone co znacznie uniemożliwiało przejście przez nie. Dlatego właśnie podjęto decyzję o okrążeniu wąskiego gardła. Dzień 14 lipca wojsko spędziło nad jeziorem Dąbrowa Wielka. Odpoczywano. Wymarsz zarządzono na świt 15 lipca. Zarówno noc jak i poranek wypełniło załamanie pogody – padał rzęsisty deszcz…
Grunwald
Po przejściu 15 km osiągnięto południowy brzeg jeziora Łubień. To w tym miejscu zarządzono postój, podczas którego król Władysław mógłby wysłuchać mszy, conajmniej dwóch mszy św, w których miał zwyczaj codziennie brać udział. Gdy miało to nastąpić gońcy, którzy patrowali okolicę przynieśli wiadomość, że Krzyżacy są bardzo blisko i nadchodzą od północnego zachodu. Król zarządził alarm. Również na jego rozkaz Zbigniew z Brzezia na czele „czterech lub sześciu” chorągwi wyruszył naprzeciw Krzyżakom, miał on prawdopodobnie przechwycić krawędź zalesień i stworzyć wojskom czas na zajęcie pozycji bojowych. Było to w tamtym terenie bardzo trudne do wykonania, Krzyżacy właśnie wtedy mogli zaatakować, czego na szczęście nie uczynili i Polacy mogli się prawidłowo rozlokować. Król zdawał sobie sprawę z tego, że jego pozycja była lepsza od pozycji Zakonu, którego rycerze „wygrzewali” się na słońcu stojąc na środku Pól Grunwaldu. Wojska Unii były ukryte w lesie, a król wysłuchał wtedy swoich mszy. Następnie podał walczącym zawołania bojowe: Kraków! i Wilno!, rozkazał też nałożenie słomianych powrósł, które miały rozróżniać sprzymierzonych od Krzyżaków, barwy obu wojsk były bowiem bardzo podobne. Potem król sam pasował na rycerzy dużą ilość żołnierzy. Następnie przystąpił do spowiedzi i dopiero po niej zmienił swojego konia na bojowego rumaka o kasztanowej barwie. Wtedy to do obozu polskiego przybyli dwaj heroldowie, którzy „podarowali” Jagielle dwa miecze mające być zachętą do walki i do tego, aby wojska Unii nie „kryły” się w lesie. Mieli też zaproponować cofnięcie własnych wojsk aby sprzymierzeni mieli miejsce na polu. Był to najlepszy przykład krzyżackiej pychy, pychy, która w Europie uchodziła za najcięższy grzech. Król polski nie dał oczywiście wyprowadzić się z równowagi i „podarunek” przyjął jako zapowiedź zwycięstwa, gdyż tylko pokonani składają broń.
Po ustawieniu się wojsk w szyku bojowym front ciągnął się na odległość trzech kilometrów. Walczący byli rozstawieni w liniach kolumn chorągwianych w kilku rzutach.
Na lewym skrzydle wojsk litewskich znajdowały się trzy chorągwie smoleńskie, prawe-wewnętrzne skrzydło wojsk koronnych stanowiły wojska zaciężne czesko-morawske i chorągiew „gończa”. Za nią z prawej znajdowała się „wielka” chorągiew krakowska, sandomierska, halicka oraz wieluńska. Nie są to jednak wszystkie chorągwie biorące udział w walce, ale tylko te, które możemy zlokalizować na pewno. Sam król został otoczony doborową obstawą, gdyż „osoba władcy jest warta 10 tysięcy rycerzy” a następnie zajął miejsce, z którego mógł obserwować całą bitwę i sprawować dowodzenie.
Krzyżacy zastosowali ten sam sposób ustawienia (kolumnowo-klinowy), ich front był tak samo długi, jednak na pewno nie był tak „głęboki” jak front polski.Zakonnicy użyli artylerii, nie wyrządzając jednak żadnej krzywdy wojskom Unii.
Po około trzech godzinach od pierwszego kontaktu wojska były gotowe do walki, rozdzielał je pas ziemi szerokości 300 metrów.
W końcu w szeregach wojsk sprzymierzonych zabrzmiał sygnał do ataku, to właśnie wtedy wojsko koronne odśpiewało „Bogurodzicę” a zaraz potem ruszyło do natarcia.
Jako pierwsze do walki wyruszyły hufce litewskie wsparte z prawej strony oddziałem „gończym” koronnym. Krzyżacy na natarcie odpowiedzieli natarciem ale nie powstrzymali szarży polsko-litewskiej i zostali „odrzuceni” na około 800 metrów od linii swoich dział. Godzinę trwała walka na całym froncie kiedy nastąpił kryzys w szeregach litewskich, zaczęły one bowiem uciekać bez ładu i mimo wysiłków Witolda, który nimi dowodził, nie wszyscy Litwini zawrócili na pole bitwy. Kryzys wdarł się również w szeregi polskich chorągwi walczących wraz z Witoldem. Z walki zostali też „zepchnięci” zaciężnicy, którzy znaleźli się aż w obozie polskim! Był tam na szczęście Mikołaj Trąba, który odpowiednio wyraził się o nich i sprawił, że zawstydzeni wrócili do kotłującego się środka grunwaldzkiego pola. Krzyżacy jednak zbyt wcześnie poczuli się zwycięzcami – ruszyli w pogoń za Litwinami zapominając, że nie wszyscy ulegli tam panice. Właśnie ci, którzy byli opanowani zawrócili i tym razem gnębili oddziały wroga, który zupenie „zapomniał” o utrzymaniu szyków. Walki na tym obszarze były jednak bardzo ciężkie, świadczy o tym fakt, że podczas jednego z natarć Krzyżaków padła główna polska chorągiew z białym, ukoronowanym orłem na czerwonym tle – najwyższy znak polskiego królestwa. I tym razem Krzyżacy cieszyli się za wcześnie – chorągiew została podniesiona! Od tego momentu wojska Unii poczęły brać górę na wojskami zakonu. Około godzniny piętnastej tj. trzy godziny po rozpczęciu walki rycerze zakonni zaczynali słabnąć. Wielki mistrz podjął próbę odwrócenia szali zwycięstwa na swoją stronę, stanął na czele „15 lub 16 chorągwi” i ruszył w kierunku wojsk polskich. Traf chciał, że zataczając łuk wokół walczących Ulryk znalazł się w pobliżu niewielkiej grupki rycerzy polskich. Był w niej sam król i jego eskorta. Natychmiast zwinięto proporzec z orłem, który wskazywał, że w pobliżu jest polski monarcha. Ulryk nie miał zamiaru „zajmować” się tą małą grupką, jednak jeden z rycerzy oddziału mistrza pozwolił sobie na brawurę i odłączył się. Następnie pchylił kopię i skierował ją w kierunku króla Władysława. Był to niemiecki rycerz Dypold von Kockritz. Jagiełło, człowiek już sześćdziesięcioletni nie dał się jednak wyręczyć żadnemu ze swych obrońców celnie raniąc Niemca w twarz, rannego dobił późniejszy kardynał Zbigniew Oleśnicki. Natomiast atak Ulryka nie powiódł się. Przebiegał bowiem zbyt wolno aby zaskoczyć wojska sprzymierzone. Już w pierwszym starciu padł mistrz i marszałek zakonny. Sytuacja Zakonu stała się bardzo ciężka. W tej właśnie chwili na pole bitwy powrócili Litwini, którzy wcześniej uciekali przed natarciem krzyżackim. Nie starcili jednak odwagi, zawrócili, rozbili goniące ich oddziały zakonne i teraz szykowały się do uderzenia na oddział dowodzony przez wielkiego mistrza zmieniając jego sytuację z ciężkiej w zupełnie beznadziejną… Ci którzy przeżyli uderzenie Litwinów mogli już tylko rzucić się do ucieczki, co zresztą zrobili. Ale i tych przeżyło niewielu, zostali bowiem dogonieni przez rycerzy Unii i zabici. Zdobyto również tabor krzyżacki, gdzie na polecenie króla rozbito wszystkie beczki z winem aby po wygranej bitwie rycerze nie świętowali jeszcze zbyt hucznie.
Król udał się na wzgórze, skąd dziękował Bogu za zwycięstwo a następnie wyznaczył brzeg jeziora Mielno na obóz.
Zanim walczący położyli się spać woźny Boguta ogłosił rozkaz królewski, aby wszyscy następnego dnia zjawili się przed namiotem króla i wzięli udział w nabożeństwie dziękczynnym.
Na pobojowisku zostało wielu rannych, nie udzielono im jeszcze pomocy, ich sytuację pogorszył jeszcze deszcz, który rozpadał się w nocy…
Krajobraz po bitwie
… wielu z nich nie doczekało rana, a dopiero wtedy udzielono im pomocy. Następnie odnaleziono wszystkich bardziej znaczniejszych poległych z wielkim mistrzem Ulrykiem von Jungingenem włącznie. Następnie na wozach przozdobionych purpurą odwieziono ich zwłoki do Malborka. Pozostałych, którzy nie byli tylko zwykłymi wojownikami złożono w kościele w Stębarku a tych, którzy nie pełnili żadnych ważnych funkcji grzebano po porostu na pobojowisku.
Następnie spisano i odesłano jeńców po ich wcześniejszym przyżeczeniu, że zjawią się w Krakowie dnia 29 września 1410 roku celem zapłacenia okupu. Zatrzymano jednak w niewoli najbardziej znaczących krzyżackich książąt i dowódców.
Niedługo po zwycięstwie kancelaria królewska rozesłała listy z wiadomością o odniesionym zwycięstwie. Straty Krzyżaków sięgnęły aż 8000 ofiar, czyli ponad połowę ich armii. Jeśli natomiast weźmiemy pod uwagę liczbę ofiar wśród braci zakonnych, to okaże się , ż
e spośród 250 zginęło ich aż 203! Natomiast straty ze strony polsko-litewskiej były bardzo znikome.
Co dalej?
Po bitwie ruszono na Malbork, jak się okazało maszerowano zbyt wolno, gdyż już 18 lipca dotarł tam spod Świecia komtur Henryk von Paulen wyprzedzając sprzymierzonych o tydzień! Oblężenie było bardzo wyczerpujące dla obu stron ale w końcu, we wrześniu odstąpiono od krzyżackiej stolicy, na skutek chorób, strat i braku zapasów. Ziemie zakonne szybko wracały do Prus a Polacy musieli jeszcze bronić się przed oddziałami niemieckimi idącymi na pomoc Malborkowi.
Pokój toruński
Został zawarty w lutym 1411 roku, przyznawał Polsce ziemię dobrzyńską a Litwie – Żmudź. Ponadto zakon wypłacił Polsce sumę 100 tysięcy kop groszy praskich, jako okup za wszystkich jeńców.
Warunki tego pokoju pozostawiły znaczny niedosyt – korzyści były niewspółmierne do zwycięstwa. Wygrana wojna w końcu jednak zachwiała potęgą krzyżacką, jak dotąd zawsze zwycięską.
Na soborze w Konstancji w latach 1414-18 ideologiczna postawa Zakonu została również mocno podważona przez polityków polskich, którzy w odpowiedni sposób przedstawili postawę Krzyżaków i ich prawdziwą działalność.
Pomorze wróciło do Królestwa dopiero w 1466 roku, a podporządkowanie Prus Polsce dopiero w 1525 roku po Hołdzie pruskim.
—————————————————————–
Bitwa pod Grunwaldem niewątpliwie wzmocniła miejsce Unii polsko-litewskiej w Europie. Pokazała potęgę militarną nowego mocarstwa, które z czasem przyjęło nazwę Rzeczypospolitej Obojga Narodów.