Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń i niebezpieczeństw, które czyhały na mnie na każdym kroku. Z pewnością te przygody na długo pozostaną w mojej pamięci.
Żeglując po morzu dotarłem wraz z moją załogą na nieznaną wyspę. Postanowiłem, ze się nie niej rozejrzymy. Po chwili dotarliśmy do ogromnej groty. Weszliśmy do środka, lecz była ona pusta. Rozgościliśmy się tam i zaczęliśmy ucztować. Nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa. Jednak pod wieczór do groty wszedł ogromny cyklop. Później dowiedziałem się, że ma na imię Polifem. Na jego widok serce podeszło mi do gardła. Zapędził on swoją trzodę do groty, a wejście zamknął ogromnym głazem, więziąc przy tym mnie i moją załogę w środku. W pewnym momencie cyklop wziął do swoich ogromnych rąk jednego z moich towarzyszy i pożarł go na naszych oczach. Zacząłem się jeszcze bardziej bać. Z pewnym przerażeniem w głosie przedstawiłem mu się jako Nikt i poczęstowałem go dzbanem wina. Po chwili, gdy cyklop zasnął, za pomocą mojej załogi wbiłem mu rozżarzony pal w oko. Oślepiony cyklop zaczął strasznie ryczeć i miotać się na wszystkie strony. Następnie odsunął głaz u wejścia groty, czekając tam na mnie i moich towarzyszy. My wówczas ruszyliśmy ku wyjściu. Biegliśmy ile w sił w nogach.
Gdy udało nam się uwolnić, skierowaliśmy swoje kroki w kierunku naszego okrętu. Z jego pokładu zdradziłem Polifemowi swoje prawdziwe imię i odpłynąłem w dalszą podróż.