Rozpoczynając rozważania nad problemem czy władza jest obowiązkiem, przywilejem czy też przekleństwem, warto się najpierw zastanowić, czym jest władza w ogóle. Zwykle określamy ją jako możliwość kierowania innym człowiekiem bądź grupą ludzi
i konieczność brania odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Im więcej osób podporządkowanych jest owemu kierownictwu, tym szerszy jest zakres władzy. Dlatego właśnie władzę najczęściej kojarzymy ze zwierzchnictwem nad państwem. Pamiętajmy jednak, że władza zaczyna się już na dużo prostszych płaszczyznach.
Pierwszą wspólnotą, w której pojawiają się elementy dominacji, czyli swego rodzaju władzy, jest związek kobiety i mężczyzny. Już w tej wspólnocie któraś ze stron, świadomie bądź nie, odgrywa rolę przewodnika. Jest to zwykle osoba obdarzona zdolnościami przywódczymi, swego rodzaju charyzmą, która ułatwia sterowanie i koordynację działania w grupie. Podobny proces zachodzi na po-
ziomie zgromadzenia rodzin, czyli wsi, osiedla, miasteczka, etc., aby wreszcie rozszerzyć się na całe miasto, region, a w końcu państwo. Skoro zauważyliśmy, że już na etapie współistnienia dwojga ludzi istnieje zjawisko przewodnictwa, zatem w państwie, jako konsekwencji naturalnego procesu gromadzenia się ludzi
we wspólnoty, zachodzić musi analogiczna prawidłowość. Proporcjonalnie do wzrostu zakresu władzy, spoczywającej na barkach przywódcy, rośnie odpowiedzialność za podejmowane decyzje. A przywódca jest tylko człowiekiem, nie jest zatem doskonały, gdyż nie jest mu przypisana nieomylność. Targają nim (jak każdym z nas) namiętności, skłonny jest do poddawania się emocjom,
do subiektywnego myślenia.
Władza kusi, fascynuje, podnieca… Możliwość decydowania w imieniu tłumów i przewodzenie im daje prawie nieograniczone możliwości. Jak więc być władcą w obliczu ludzkiej słabości?
Arystoteles w swojej rozprawie pt. Polityka mówi, że państwem powinny rządzić prawa, a to prawa właściwie ujęte – nie ludzie. Rola władcy powinna zaś ograniczać się do egzekwowania tych praw i rozstrzygania w tych sprawach, których prawa określić nie zdołają dokładnie ze względu na to, że niełatwą jest rzeczą w ogólnym ujęciu wyczerpać wszystkie poszczególne wypadki.
Prawa, o których wspomina Arystoteles, to wykładniki moralne, te bowiem są trwałe i niezmienne w przeciwieństwie do ustaw, które zmieniają się wraz z władcami. Wizja Arystotelesa jest jednak utopijna, gdyż już owo rozstrzygnięcie w kwestiach nie sprecyzowanych w prawach niesie możliwość błędu.
Jakie „pułapki” szykować może sprawowanie władzy i jakie istnieją z nich wyjścia, proponuję prześledzić, opierając się na utworach literackich różnych epok.
Jednym z najwcześniejszych utworów, w których poruszony jest problem władzy, jest Antygona Sofoklesa. Autor przedstawia w nim tragiczny konflikt Kreona, który, będąc królem Teb, wybierać musi między prawem państwowym a boskim. Chcąc zachować ład i sprawiedliwość w państwie, doprowadza do śmierci trzech osób:
Antygony, Eurydyki i Hajmona. Czy czyni słusznie? – sprawa dyskusyjna. Jako głowa państwa, przekonany jest o konieczności wyraźnego odróżnienia dobra od zła, dlatego decyduje się na wydanie zakazu grzebania zwłok zdrajcy – Polinejkesa. Sprzeciwia się tym samym prawom boskim, w myśl których należy godnie pogrzebać zmarłego, niezależnie od tego kim był. Decyzja Kreona ma głęboki charakter moralny, gdyż król nie ma prawa decydować o pośmiertnych losach poddanego. Jego kompetencje ograniczają się do życia doczesnego, ziemskiego, a po śmierci człowiek przechodzi pod władanie innego króla – Hadesa. Konieczność zachowania sprawiedliwości w państwie i uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości sprowadza na Kreona boży gniew. W momencie kiedy zachodzi konflikt między polityką państwa a religią, władza zdaje się być przekleństwem. Kreon jest bowiem wyznawcą tej samej religii co zwolennicy pochowania Polinejkesa. Zatem występek przeciw jej nakazom dotyka go bezpośrednio. Jednak przede wszystkim jest królem Teb i jego naczelnym obowiązkiem jest prowadzenie praworządnej i sprawiedliwej polityki. Inne względy musi usunąć na bok. Kara, jaka spada na Kreona za przekroczenie praw boskich, jest okrutna. Aby konsekwentnie egzekwować swoje zakazy, skazać musi na śmierć własną bratanicę Antygonę. Jej śmierć pociąga za sobą samobójstwa dwóch bliskich mu osób: Hajmona
i Eurydyki.
Czy władza w rękach Kreona jest więc przywilejem? W moim odczuciu – absolutnie! To jedynie obowiązek bycia bezwzględnym wobec wszystkich przedstawicieli społeczeństwa w celu zachowania ładu w państwie oraz przekleństwo wynikające z konfliktu dwóch wartości. Kreon wprowadza praworządność w państwie, ale koszty, jakie ponosi, są ogromne.
Władza to także wyrzeczenia, konieczność poświęceń, ponoszenie okrutnych czasem konsekwencji własnych decyzji oraz absolutny imperatyw porzucenia troski o względy osobiste.
W przypadku Kreona władza stała się ciężkim brzemieniem, które musiał dźwigać. W nieco podobnym położeniu znalazł się Konrad Wallenrod – tytułowy bohater powieści poetyckiej Adama Mickiewicza. W trosce o losy swej ojczyzny Konrad zmuszony jest sprzeciwić się dwóm kodeksom: rycerskiemu i religijnemu. Znając
potęgę Prus, ma świadomość, że jedyna skuteczna droga walki z nimi to podstęp. Przeklina ją jednak, gdyż jest ona niezgodna z zasadami honoru rycerskiego, któremu hołduje. W rozmowie z żoną bohater wyznaje:
Jeden sposób, Aldono, pozostał Litwinom
skruszyć potęgę zakonu, mnie ten sposób wiadomy.
Lecz nie pytaj, dla Boga! Stokroć przeklęta godzina,
w której od wrogów zmuszony, chwycę się tego sposobu.
Mimo iż system wartości Konrada zakazuje mu skorzystać z tej haniebnej drogi, jednak bohater, targany troską o losy Litwy, decyduje się z niej skorzystać. Skazuje się w ten sposób na wewnętrzne rozdarcie, życie w niezgodzie z własnymi ideałami. W imię dobra powszechnego godzi się realizować słowa Machiavellego (motto utworu):
Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia
Trzeba być lisem i wilkiem.
Dla ratowania swego kraju młody Walter musiał także poświęcić szczęście osobiste. Plan pokonania Prus wymagał bowiem rezygnacji z miłości do Aldony, porzucenia domu i stabilizacji, a tym samym unieszczęśliwienia małżonki. Tragiczne życie bohatera wieńczy samobójcza śmierć. Cena, jaką przyszło zapłacić
Wallenrodowi za władzę, jaką zyskał, wychowując się w zakonie krzyżackim, była wielka. Fakt, że dorastał wśród Prusaków, co później stanowiło podstawę jego władzy, stał się przekleństwem młodego mężczyzny. Nawet spędzając upojne chwile u boku Aldony, Wallenrod wciąż gnębiony był przez własne poczucie obywatelskiego obowiązku: Szczęścia w domu nie zaznał, bo go nie było w ojczyźnie.
Powyższe dwa przykłady obrazują nam władzę jako obowiązek, którego spełnienie staje się przekleństwem. Zarówno Kreon jak i Walter kierują się interesem publicznym. Ich szczęście osobiste koliduje ze szczęściem całego społeczeństwa, więc kierując się obowiązkiem wobec państwa, wybierają dobro powszechne. Co
jest dla nich rekompensatą za to poświęcenie? Chyba jedynie świadomość dobrze spełnionej powinności w imię patriotyzmu. To jednak, moim zdaniem, zbyt mało. Dowodem czego jest samobójcza śmierć Wallenroda.
Są jednak władcy, których władza opiera się przede wszystkim na czerpaniu zeń osobistych korzyści, z prawie całkowitym pominięciem obywatelskiego obowiązku. To przywódcy, dla których wysoka pozycja w sferach rządzących łączy się jedynie z uciechą rozlicznych przywilejów i możliwością bogacenia się. Przypomnij-
my przykładowo Senatora Nowosilcowa – kata polskiego społeczeństwa z Mickiewiczowskich Dziadów cz. III. Jest to człowiek obłudny i fałszywy, który dba jedynie o zapewnienie sobie jak najlepszych warunków, nie przebierając przy tym w środkach. Stosuje nieczyste reguły gry, aby za wszelką cenę osiągnąć cel. Celem tym jest zdobycie poparcia i łaski Cara Mikołaja, środkiem zaś – aresztowanie jak największej ilości polskich spiskowców. Wysuwa zatem bezpodstawne i nieuzasadnione oskarżenia, karze śmiertelnie niewinnych ludzi. Przykładem okrucieństwa i bezwzględności Nowosilcowa na drodze realizacji chytrych ambicji jest morderstwo młodego Rollisona:
Niech Pan Senator uważy,
Iż mimo czujności i straży
O biciu Rollisona niechętne osoby
Wieść roznoszą, i może wynajdą sposoby
Oczernić przed Cesarzem nasze czyste chęci,
Jeśli się temu śledztwu prędko łeb nie skręci.
Nowosilcow pragnie wzbudzić zazdrość ludzką, chce, by łaska carska uczyniła z niego człowieka powszechnie znanego, podziwianego. Poszukuje poklasku wśród towarzystwa. Scena Sen senatora, w której senatorowi śni się, że wśród glorii i chwały idzie do gabinetu Cara, ujawnia jego pychę i zarozumiałość. Senator urządza wystawne bale i rauty, aby w ten sposób zyskać poparcie znaczących osób. Jest pusty, chciwy i żądny zaszczytów. Politykę traktuje jako przysłowiową „walkę o stołek” oraz niewyczerpane źródło przyjemności. Nie egzekwuje praw moralnych, dla niego bowiem jedynym wyznacznikiem wartości człowieka jest bogactwo i wzbudzany u innych respekt. Władza dla Nowosilcowa jest środkiem
do realizacji osobistych ambicji.
Władzę jako źródło przywilejów, dobrobytu i zaszczytów zdobytych kosztem obywateli przedstawia także George Orwell w Folwarku zwierzęcym. Rządy pod wodzą Napoleona i jego poplecznika, demagoga Krzykały, są autokratyczne i bezwzględne. Wódz Napoleon i jego współpracownicy żyją „ponad prawem”. Korzystając ze swego wysokiego stanowiska, śpią w łóżkach, piją alkohol i uprawiają hazard, co jest surowo zabronione w kręgach pozostałych obywateli folwarku. Podstawowy kodeks, ustalony jeszcze za czasów Chyżego, jest naginany i przerabiany stosownie do polityki i zachcianek dyktatora Napoleona. Obywatele są zastraszeni i terrorem zmuszeni do posłuszeństwa. Elita folwarku (czyli władza) troszczy się jedynie o własne wygody i przyjemności, pomijając zupełnie kwestię dobra pozostałych zwierząt. One bowiem są jedynie po to, aby umożliwić władzy prowadzenie dostatniego, rozrywkowego życia. W miarę bogacenia się Napoleona warunki życia na farmie pogarszają się – zaczyna brakować jedzenia, a zwierzęta zmuszane są do niewyobrażalnego wysiłku przy pracy. Ten typ władzy, czyli totalitaryzm, ogranicza się w głównej mierze do korzystania ze stanowiska przywódcy w celu zapewnienia sobie dostatniego życia. Obowiązek obywatelski, konieczność dobrego gospodarowania państwem, podnoszenie poziomu warunków socjalnych obywateli i ich ochrona – praktycznie w ogóle nie pojawiają się w systemach totalitarnych. Możliwość dowodzenia społeczeństwem, zdobywana często (jak w przypadku Napoleona) w oparciu o kłamstwo i demagogię, to dla tyranów podobnych Napoleonowi jedynie kopalnia przywilejów i okazja do zadbania o samego siebie. Folwark Zwierzęcy jest przestrogą przed tego rodzaju władzą, która jest przekleństwem dla obywateli.
Interesującą kwestią, stanowiącą uzupełnienie do naszych rozważań, jest problem władzy sprawowanej przez rewolucjonistów. Rewolucja rodzi się z niezgody na panujące warunki, potrzeby obalenia dotychczasowych elit rządzących. Wodzirejami tego rodzaju przewrotów są zwykle charakterystyczni mówcy, obdarzeni
zdolnością porywania ludzi za serca i gromadzenia ich wokół siebie. Niebezpieczeństwo ich władzy zachodzi wówczas, gdy są oni jedynymi osobami znającymi założenia ideowe buntu. W takich okolicznościach przemówienia organizatorów przewrotu stać się mogą jedynie demagogią, a siła rewolucjonistów może im posłużyć do osiągnięcia osobistych celów. Władcy rewolucyjni mają bowiem to do siebie, że po obaleniu starej władzy sami stają się zamkniętą wyższą sferą rządzącą.
Potwierdzenie tej teorii odnajdujemy w trzech utworach o tematyce rewolucyjnej, czyli Szewcach Witkiewicza, Nie-Boskiej komedii Krasińskiego i Przedwiośniu Żeromskiego. Ostateczny rezultat rewolucji, której zadaniem było – we wszystkich trzech przypadkach – wprowadzenie zmian społecznych, jest sprzeczny z początkowymi założeniami. Przywódcy, wykorzystując swoją pozycję podczas walki, wyniesieni zostają na miejsce starych elit. U Krasińskiego Leonard i Pankracy stają się reprezentantami najwyższej sfery; w Przedwiośniu – czerwona policja i moskiewscy komisarze tworzą rewolucyjną arystokrację, a szewcy z utworu Witkacego awansują z prostych rzemieślników do rangi kierowniczej. Ciąg rewolucji przypomina zatem błędne koło – kiedy jedni rządzą, drudzy muszą wykonywać ich rozkazy, zaś kiedy zmęczeni nadzorem zbuntują się – role się odwracają. W tym przypadku potrzeba dowodzenia ludźmi rodzi się z obowiązku walki o prawa własne i całego społeczeństwa, jednak kiedy znienawidzeni starzy władcy zostają obaleni, przywódcy rewolucji chętnie korzystają z przywilejów przysługujących sprawującemu władzę. Jak już wspomniałam, władza kusi swym szerokim zakresem możliwości, a na przykładzie wyżej podanych trzech utworów dowiadujemy się, że nawet najbardziej zaangażowani w sprawy społeczne politycy łatwo dają się uwieść jej urokowi.
Po dokładnej analizie różnych modeli władzy dochodzę do wniosku, iż jest ona połączeniem obowiązku, przywileju i przekleństwa. W poszczególnych przypadkach występują jednak różne proporcje tego połączenia. Kreonowi zabrakło przywileju, Napoleon zaś miał go zbyt dużo. Walter miał bardzo silne poczucie obowiązku wobec ojczyzny, natomiast przywódcy rewolucji 1917 roku mieli go niewiele. Idealna władza powinna, moim zdaniem, wynikać z patriotyzmu, czyli obowiązku wobec państwa, dawać na tyle dużo satysfakcji i samozadowolenia, aby wynagrodzić swego rodzaju przekleństwo, wynikające z konieczności stawiania dobra ojczyzny na pierwszym miejscu. Przywileje zaś, w moim rozumieniu, służyć mają ułatwianiu lub przyspieszaniu działania na rzecz państwa, a nie bogaceniu się i realizowaniu osobistych celów. Jednak, jak już zaznaczyłam, człowiek jest istotą słabą i omylną, a potęga, jaką daje sprawowanie pieczy nad społeczeństwem, może go wodzić na pokuszenie. Dlatego też usiłując odnieść moje dywagacje do dzisiejszej rzeczywistości, uważam, że działanie sprawującego władzę winno być kontrolowane przez reprezentantów ogółu społeczeństwa.