O! miło jest patrzeć i dumać o świcie.
Gdy rosa po krzewach szeleści taktami,
A powiew okienkiem, jak anioł skrzydłami.
Do chaty wonności nagarnia obficie.
I gołąb pod strzecha, różowy swój dziobek
Za pióra bieluchne zatknąwszy, spoczywa,
I dzielny butany, przyległszy pod żłobek.
Nic czuje, jak złota strumieni się grzywa.
I szabla na ścianie stalistym półkolem.
Jak nowiem księżyca, bladawo jaśnieje,
I puchy krwią przylgłe na berle sokołem
Ulecieć by chciały, gdy wietrzyk zawieje.
A sercu lak miło. pogodnie, pieściwo.
Jak pierwszej jaskółce, gdy z wody wyleci.
Zielone nadbrzeża obiega co żywo
I szuka, gdzie bratni fijołek zaświeci.
O! wtedy rój marzeń pół czarny, pół biały.
Jak skrzydło bociana, proporzec wiosnowy.
Rzewliwym ruszeniem, wiewając znad głowy.
Ostrzega, że jeszcze goreją zapały.
Zapały te bladoróżowym płomykiem.
Jak błędną iskierką, jak leśnym gwoździkiem.
To kwitną, to giną. to znowu się wznoszą.
Nie wiedzieć dlaczego szafują westchnieniem,
I śmiechów się strzegą, i łzami się roszą:
Pracują, by nazwać je kiedyś… wspomnieniem.
Wspomnienia tych chwilek to lube siostrzyce.
Co ścisną za rękę i wezwą na gody,
A miodem pradziadów zmąciwszy źrenice,
U łudzą powabem rodzinnej zagrody;
I będą ci starców z siwymi wąsami,
I będą ci krasne przedstawiać dziewoje.
Aż wreszcie, takimi zamarzon wiedźmami.
Łzy sobie nad wszystkie podobasz napoje.
Lecz kiedy znów infte wspomnienia szalone
Przylecą do serca, jak krucy do jadła,
A dzioby rozdarte i gardła czerwone
Zagrają-o! wtedy przepadła, przepadła,
Zginęła moc życia, bo tłuszcza zajadła,
Jak mszyca na liściu, na sercu osiadła.
* * *
Aniele! ty, który nad śpiącym człowiekiem,
Jak baszta obrończa z marmuru białego,
Jaśniejesz – lub kwiatem liliji, jak mlekiem,
Sny słodkie, sny lube przywabiasz do niego-
Aniele! ty sprawuj nad nami z wysoka –
Ty mary bolesne porażaj skinieniem.
Bo biedni my, niknąc dzień po dniu sprzed oka,
My, ludzie – zaledwo jesteśmy wspomnieniem.