Był to pogodny, zimowy dzień. Świat był czysty, wszystko lśniło, a słońce wiszące nad ziemią i odbijało swoje promienie od białego puchu. Na początku beztrosko szłam przy zamarzniętym jeziorze, w stronę dużego lasu. Patrząc na wysokie drzewa stojące murem przed moimi oczami, myślałam o wszystkim i o niczym. Znów go sobie przypomniałam. Marzyłam, że pogodzę się z Krzyśkiem i wszystko będzie tak jak kiedyś, jednak moje optymistyczne po części myśli zakłóciło wspomnienie o naszym rozstaniu. Znów było mi bardzo smutno i łzy spływały po moim policzku. W sercu czułam straszny ból i też złość, że wszystko wyszło tak, a nie inaczej. Nie patrzyłam gdzie idę. Szłam przed siebie ze smutnymi myślami, które już od dawna nie dawały mi spokoju. Nagle się ocknęłam, a przed moimi oczyma stał piękny dąb. Często spacerowałam tym lasem, ale tego ogromnego drzewa nie widziałam jeszcze nigdy. Tan widok mnie zaskoczył. Przez myśl przemknęła mi mroczna wizja, zgubiłam się. Moje serce zaczęło szybciej bić, a nogi same się pode mną uginały. Przerażona czułam przechodzące ciarki po moich plecach gdy tylko usłyszałam mały szelest w krzakach. Zdziwił mnie fakt, że mogłam się tak bardzo przestraszyć, gdyż nigdy wcześniej nie bałam się nowych terenów. Ale może było to spowodowane moim wcześniejszym smutkiem i tym, że nie potrafiłam pomyśleć optymistycznie o tym co dzieje się w ogół mnie. Tego nie wiedziałam. Czułam się tak, jak bym była w innym świecie, i pozostała tam już na zawsze. Usiadłam przy drzewie i próbowałam odnaleźć w mojej głowie jakieś choćby najmniej prawdopodobne rozwiązanie. Po chwili się opanowałam. Wstałam i rozejrzałam dookoła. Postanowiłam znaleźć drogę powrotną. Spojrzałam za siebie. Ujrzałam wydeptana ścieżkę i wtedy wiedziałam, że tamtą drogą dojdę do punktu wyjścia. Wtedy ujrzałam, że wokół mnie jest niby wszystko takie samo jak przedtem, jednak dąb wyróżniał się bardzo na tle mrocznego lasu. Zdezorientowana zapomniałam o moim wcześniejszym problemie i znów zaczęłam się miotać nie wiedząc gdzie idę, gdyż moje dawne ślady się rozmyły. Drogi już nie było. W tym momencie nie wiedziałam już kompletnie co mam zrobić. Znów co chwile nachodziły mnie pesymistyczne wizje i przypominałam sobie o wszystkim co dzieje się poza tym lasem. Tym razem dodatkowa myśl nie dawała mi spokoju. Był to strach o to, że nie zobaczę już nigdy nikogo z przyjaciół, rodziny. I choć wiedziałam, że nie możliwe jest to, że pozostanę tu na zawsze, strach był coraz bardziej intensywny. Ręce mi się trzęsły i nie byłamw stanie już nawet rozsądnie myśleć. Wtuliłam się w krzak i starałam się zapomnieć o lęku. Minął jakiś czas, w lesie robiło się coraz ciemniej. Lecz z nadchodzącą nocą przestawałam się bać. W ciszy usłyszałam odgłos płynącej wody. Wstałam i zaczęłam iść za tym odgłosem. Po chwili ujrzałam strumyk. Szłam dalej wzdłuż rzeczki. Po pewnym czasie ujrzałam jakieś światełko wśród drzew. Podbiegłam tam szybko. Ujrzałam niewielki, drewniany domek. Z komina leciał dym, tak też byłam pewna, że w środku ktoś musi być. Stanęłam w drzwiach. Wiedziałam, że z chwilą gdy zapukam, skończy się moja przygoda w lesie, może i trochę straszna, ale jednak, będę o niej często wspominać. Strach minął całkowicie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zapukałam, a po chwili ujrzałam sympatycznie wyglądającego starszego pana. Opowiedziałam mu o swojej przygodzie. Zjadłam coś i się napiłam. Człowiek który mnie ugościł zadzwonił do moich rodziców, i zawiadomił ich, gdzie jestem Po niedługim czasie przyjechał po mnie tata. Wraz z mamą się bardzo o mnie martwili. Nie dziwie im się, ja też się o siebie martwiłam. Po powrocie do domu położyłam się spać i śniłam o Krzysiu, o tym ciemnym lesie i o tym, że już nigdy nie pozwolę na tak paniczny strach, gdyż tym nic nie zdziałam…