To był przypadek. Ma dopiero szesnaście lat, a już osiągnęła więcej niż niejeden starszy od niej tancerz. Oczywiście wiadomo o kim mowa – Beata Maleniecka, zwyciężczyni programu You can dance! Zdradza nam swoje tajemnice.
Karolina: Jak zaczęła się twoja kariera?
Beata: Kiedy miałam cztery lata, rodzice zapisali mnie na zajęcia taneczne, bo zauważyli jaką radość sprawia mi taniec. Bardzo mi się to spodobało – wyrażanie siebie poprzez to, co dał nam Bóg – ciało. I ta zniewalająca muzyka, która po prostu zmusza do ruchu. Z roku na rok tańczyłam coraz więcej, nie tylko na zajęciach ale i też w domu.
K.: Byłaś gwiazdą na zajęciach? Nauczyciele od razu dostrzegli twój talent?
B.: Nie, nie (śmieje się). Nie od razu. Trochę potrwało, zanim stałam się naprawdę dobra. Dostałam w darze talent – ale muszę go wciąż i wciąż go szlifować. Jeśli codziennie nie zrobię serii ćwiczeń, po jakimś czasie wypadnę z formy. Na początku nauczyciele tańca ganili mnie, ale nie poddawałam się. Ćwiczyłam dwa razy więcej niż inni. Dopiero po paru latach zaczęto dostrzegać mój talent i wysyłać na różne konkursy. Koleżanki wtedy bawiły się jeszcze lalkami Barbie, ale ja nie miałam na to czasu. Jeździłam na różne konkursy, ćwiczyłam, ćwiczyłam i jeszcze raz ćwiczyłam. Miałam wtedy jakieś 11 lat.
K.: No właśnie – czy masz wielu znajomych? Często imprezujesz?
B.: Nie potrzeba mi wielu przyjaciół. Mam paru, naprawdę sprawdzonych i zaufanych. I co najważniejsze, rozumieją oni to, że rzadko mam dla nich czas – oczywiście ze względu na taniec. Czy imprezuję? Znów przecząca odpowiedź (śmieje się). Czasami jakiś znajomy robi kameralne spotkanie przy herbacie – i to mi wystarcza. Choć uwielbiam tańczyć, dyskoteki nie pociągają mnie. To byle jakie skakanie do kiepskiej muzyki. Z całym szacunkiem dla wielbicieli imprez oczywiście.
K.: Kto namówił cię do udziału w You can dance!?
B.: Trudno określić. To był właściwie przypadek – byłam z przyjaciółmi na mieście, kiedy zauważyłyśmy tłumy kłębiące się pod teatrem. Przyjaciółki przypomniały sobie reklamy programu i ich zapowiedzi odwiedzin w danych miastach. Natychmiast zaprowadziły mnie do rejestracji, przylepiły numerek i wepchnęły na scenę. Resztę musiałam zrobić już ja (śmieje się).
K.: Jaka było na scenie?
B.: Czułam się jak ryba w wodzie. Puścili mi na szczęście jedną z moich ulubionych piosenek – Britney Spears „Everythnig”. Zatańczyłam, zapominając o całym świecie. Dopiero kiedy muzyka umilkła, przypomniałam sobie, gdzie jestem. Jurorzy pochwalili mnie i po jednak pewnym wahaniu wręczyli bilet do Lizbony.
K.: Jak dalej wyglądało twoje życie?
B.: Wszystko potoczyło się bardzo szybko.Wyjazd do Lizbony, stresujące treningi, eliminacje. Nawet nie wiem, kiedy wróciłam do domu – szczęśliwa z wielką ekscytacją i ciekawością, co wydarzy się w Warszawie w programie na żywo.
K.: A co na to twoi przyjaciele, rodzice? Jak wyglądały programy na żywo?
B.: Jak wyżej – gratulacjom i radości nie było końca. Przez ten czas czułam się jak w jakimś śnie – może rzeczywiście śniłam na jawie? Całe dnie spędzałam na ćwiczeniach i tańcu. Kiedy nadszedł czas programów na żywo, za każdym razem bałam się; że zapomnę kroków czy zapomnę języka w gębie. Jednak zawsze wszystko było dobrze – i zbierałam same pochwały od jurorów.
K.: Jak się czułaś, kiedy stałaś na scenie wraz z trzema konkurentami i czekałaś na ogłoszenie wyników?
B.: Serce biło mi jak szalone, zaschło w gardle. Myślałam sobie co będzie jak wygram, albo przegram. Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. Nie mogłam się na niczym skupić, poganiałam w myślach Egurrolę, by szybciej otworzył tę kopertę.
K.: Kiedy Augustin ogłosił wynik – co wtedy zrobiłaś?
B.: Myślałam, że się przesłyszałam! Mimowolnie otwarłam usta na jakiś ułamek sekundy w niemym pytaniu: „Co?!”. Dopiero kiedy wszyscy rzucili się by mnie przytulić, dotarło do mnie, że wygrałam. Zaczęłam skakać jak szalona i piszczeć z radości. Co działo się dalej, pamiętam jak przez mgłę – nie, nie byłam pod wpływem alkoholu. Jedynie upita do cna szczęściem!
K.: Kiedy jedziesz na Broadway? Przygotowałaś się już?
B.: Jeszcze nie. Mam na to dużo czasu! Jadę dopiero za jakieś dwa miesiące. Już przygotowuję się na to psychicznie – opuszczenie rodziny i przyjaciół na tak długi czas, nie będzie proste.
K.: Jak to jest być sławną? Złoszczą cię paparazzi?
B.: Bardzo dobrze. To miłe uczucie, gdy idziesz ulicą i rówieśniczki, młodsi, a nawet starsi ludzie biegną za tobą i proszą o autograf. Paparazzi owszem, są trochę denerwujący, ale jeszcze nie tak bardzo.
K.: Jak zareagowała rodzina, szkoła, przyjaciele?
B.: Wszyscy cieszyli się jak szaleni. A w szkole traktowali mnie niemalże jak boginię. Dotąd nie miałam jeszcze chłopaka i nikt o mnie raczej nie zabiegał – a teraz wokół mnie jest istne szaleństwo! Chłopcy biją się o randki ze mną.
K.: Jak traktujesz życie?
B.: Patrzę na nie przez różowe okulary – zawsze. Nawet w najgorszym człowieku jest przecież coś dobrego. Życie jest jedno więc wykorzystajmy je jak najlepiej. Ja mam taki zamiar.
K.: Co chciałabyś poradzić naszym czytelnikom?
B.: Próbujcie spełniać swoje marzenia, bez względu na wiek. To naprawdę bardzo ważne.
Z Beatą rozmawiała Karolina G******
Wywiad jest zmyślony.