Zgoda

Ja, Zgoda, która sporne planety sprawuję,
Ziemię, wodę, wiatr, ogień w żywiołach miarkuję,
Stróż rzeczypospolitych, zdrowie i obrona
Miast wysokich – przyszłam tu, chocia nie proszona,
Do was, o potomkowie Lecha słowiańskiego,
Lutując niefortuny państwa tak zacnego,
Które, od przodków waszych pięknie założone,
Prze wasz rozterk domowy mdleje roztargnione.
Chwała Pańska nie idzie w zgodzie, a w jedności,
Jako sam Pan przykazał, ale w wszeteczności.
I bluźnierstwa pełne są zbory chrześcijańskie,
Czego nigdy nie słyszą bóżnice pogańskie.
Więc jako w wierze, tak i w Pospolitej Rzeczy,
Każdy swą porze, każdy swoje ma na pieczy,
A dobro pospolite prze wnętrzną niezgodę
Odnosi ciężką żałość i okrutną szkodę.
Sądy milczą i prawa; a czym się chlubicie,
Onę tak piękną wolność niebacznie tracicie.
Bo w tym nierządzie chudzi u pana w niewoli,
A w jednym prawie siedząc, okrutnie to boli.

A o nieprzyjaciołach swoich co trzymacie,
Których tak wiele wokół, ile sąsiad macie?
Myślą o dobrym waszym, a patrzą pogody,
Jakoby was pozbawić do końca świebody.
A otuchę im czyni nie siła, nie zbroja,
Ale tylko niezgoda sławna, Polsko, twoja.
Niech się miasto otoczy trojakimi wały,
Trojakimi przekopy i mocnymi działy:
Kiedy przyjdzie niezgoda, uniżą się mury
I wnidzie nieprzyjaciel nie szukając dziury.
Jakiego państwa za swą dzielnością był dostał
Królewiec macedoński i jemu był sprostał!
Gdy przyszło na potomki, wnet się powadzili
I w tym zacne królestwo marnie spustoszyli.
A Rzym, krórego pożyć nie mógł Pyrrus mężny,
Nie mógł chytry Hannibal, ani król potężny
Antijochus, nie mogli śmieli Francuzowie,
Niemcy nieuśmierzeni, gwałtowni Cymbrowie,
Upadł prze dwu niezgody jedno, że równego
Jeden cierpieć nie umiał, a drugi wysszego.
Ale czemu tak dawne dzieje wspominamy?
Aza świeżych przypadków w Grecyjej nie mamy,
Gdzie Turek one wszystkie niezgodne książęta
Po jednemu pozbierał jakoby kurczęta?
Tym sposobem Węgierska Korona zniszczała,
Bo, dwu panów obrawszy, trzeciego dostała.
Który, tuszę tak łacno z Budzynia nie zejdzie,
Jako wjechał; a ty czuj o sobie, sąsiedzie,
Bo siła miast bogatych spalił w krótkim czesie,
A ten pożar i rzekę i górę przeniesie.

Lepiej się tedy zgadzać, a w spólnej miłości
Radzić o tym, żebyście w cale tej wolności
I swobody potomkom swoim dochowali,
Jaką wam prawie w ręce ojcowie podali.
Ale nic gruntownego stawić nie możecie,
Póki tego korzenia złego nie wyrwiecie,
Na którym sporny rozterk i niezgoda roście.
A chcecie li mię słuchać, powiem ja wam proście:
Wszyscyście odstąpili od swego urzędu,
Więc też, gdzie się obrócisz, wszędy pełno błędu.
Świątobliwość żywota, którą świecić mieli,
Zgasła prosto w duchownych, bo się wdać woleli
W rozkoszy nieprzystojne i próżne biesiady,
A proste ludzi gorszą ich te złe przykłady.
Drudzy do gospodarstwa wszytkę myśl skłonili,
A w pieniądzach nawyssze dobro położyli.
Więc też tam rychlej najdziesz rejestra na stole,
A spleśniałą Bibliją strzygą w kącie mole.
A jakoż uczyć mają nie umiejąc sami?
Muszą pewnie nadłożyć kazania baśniami.
Świetcy, widząc ich nierząd, w rzeczy poprawili,
Jęli się sami kazać i żony wćwiczyli.
Więc teraz każą, a żaden nie słucha.
Spytajże, skąd apostoł? – „Duch – pry – gdzie chce dmucha.”

A rycerskie rzemiosło, którym Polska stała,
Tak że się nieprzyjaciół swych nigdy nie bała,
Staniało między ludźmi: zbroje zardzewiały,
Drzewa prochem przypadły, tarcze popleśniały.
Wszytkie granice puste, a Tatarzyn bierze,
Kiedy się wy najlepiej wzgadacie o wierze.
Ale uczyńcie aby ten porządek lichy:
Wy każecie, wyprawcież na Podole mnichy!
„A cóż, kiedy źle każą?” – To sąd nie mej głowy,
A boję się, ani twej; prózne nasze mowy.
Kościół to musi sądzić, który jako żywo
Uznawał, co w tej mierze prosto, a co krzywo.
Na tej twardej opoce rozbił się Arijus,
Marcyjon, Samosaten, Manech, Nestorijus
I wszyscy, którzykolwiek wnieśli co nowego,
Targając świętą zgodę Kościoła Pańskiego.
Oto teraz w Trydencie biskupi zasiedli,
Aby lud roztargniony ku zgodzie przywiedli;
Tam się stawcie wy wszyscy, którzy powiadacie,
Że u siebie naukę gruntowniejszą macie.
Tam się stawcie, jesli nie rozterku pragniecie,
Ale tylko dla Pańskiej chwały spór wiedziecie.
A wy tymczasem bądźcie, Polacy, cierpliwi,
Aż się jawnie pokaże, gdzie prawi, gdzie krzywi.
Ogrodziwszy sumienie, ostatka czekajcie,
A nazbyt tych wolności swych nie wyciągajcie.
Bo tam dalej rozpusta, wszeteczność, swawola;
A kędy się to rodzi, nieszczęsna to rola.

Nie możecie przodkom swym dać żadnej przygany,
Że stan duchowny jest tak bogacie nadany;
Bo to świętym umysłem i bacznie czynili
A szpitale dla was je samych założyli,
Aby Rzeczpospolita tę podporę miała,
Skąd by posługi godnym ludziom nagradzała.
Bo gdzie zapłaty nie masz cnocie albo złości,
Tam się trzeba nadziewać prędkich odmienności.
Na toć waszy cnotliwi przodkowie patrzali,
Kiedy swe majętności kościołom dawali.
Lecz wy, nie wynalazszy pierwej nic lepszego,
Nie chcecie zgoła trzymać porządku dawnego.
Aza tego nie waszyż bracia używają
I was wiele stąd naprzód dobre mienie mają?
Aleście ten chleb sobie teraz ohydzili,
A na skarby Korony raczej się rzucili.
Zabraliście jej własność, którą z dawna miała,
A ona (jako mówią) na koszu została.
I ubezpieczyliście naprzód dzieci swoje,
Że, mając wieczność albo dożywocie troje,
Mogą się poczciwymi służbami nie bawić.
A którzy chętni byli gardł swoich nadstawić
Ku posłudze koronnej, nie będą snać chcieli,
Boście je do wszystkiego dawno ubieżeli.
Prze wasz tedy postępek, prze te wasze sprawy
Zginęły wszytkie prawie poczciwe zabawy,
A nastało łakomstwo i swawola wielka,
Wzgarda sądów, zuchwalstwo i wszeteczność wszelka.
Na koniec, Pospolita Rzecz nie ma obrony,
Tak wiele nieprzyjaciół mając z każdej strony.

To by trzeba naprawić i przywieść w swą klubę,
Byście potym Korony nie przywiedli w zgubę,
Każdy niechaj przestrzega swego zawołania:
Duchowni niech Pańskiego uczą przykazania
A ludziom prostym dają dobry przykład z siebie,
Jakoby i ten, i ów byli społem w niebie;
Świetcy niechaj się w cudzy urząd nie wdawają,
Ale rycerskim sprawom znowu przywykają.
Nie bilić kaznodzieje ani doktorowie,
Co w Prusiech tęgo dali Krzyżakom po głowie.
Na swym każdy przestawaj, a dla zysku swego
Nie szkódź ani umniejszaj dobra koronnego.
Można Rzeczpospolita i was ubogaci;
A gdzie się ta powinie, tam swe każdy traci.

A naprzód starajcie się o społecznej zgodzie:
W tejci samej nadzieja, że się przy swobodzie
Swej dawnej zostoicie i drogę najdziecie,
Jako pierwszy porządek wszytko przywiedziecie.
Barziejci kędy indziej rzeczy więc zachodzą,
A przedsię mądrzy ludzie łatwie w to ugodzą,
Że przywiodą w swą miarę, co się wykroczyło,
Ale trzeba, żeby tam uporu nie było.
Ten zgoła wykorzeńcie, a wszytkie swe sprawy
Do pożytku spólnego obróćcie naprawy.
To czyńcie, a nie będziem wszyscy żałowali:
I ja, że radzę – i wy, żeście mię słuchali.