[następująca w autografie po pierwotnym zakończeniu sceny VI aktu II]
Więc widzieliście w chorągwie cechowe
Ubrany dworek starego szlachcica;
Kto myślą sięgnął w niebo lazurowe,
Widział, jak duchy — i Bogarodzica,
W promieniach zorzy trzymająca głowę,
A stopy dzierząc na srebrze księżyca,
Na dom jasnością piorunową biła
I sponad starych lip błogosławiła.
Chorągwie dworek okryły ubogi,
Że był jak namiot jakiego mocarza,
Z jedwabiu cały — a złote miał rogi,
A w środku jasną cnotę gospodarza,
Dla nędzy także otworzone progi,
I obarzanek biały dla nędzarza;
I piękność chował dawnych szczerych rysów
Napełniającą dom wonią narcysów.
Tam, kiedy w cichą noc duchowie czarni
W śniegowej kręcą się burzy i wichrze,
Jasna kolęda w przyćmionej piekarni
Płakała — w rytmy ubrana najlichsze.
Z nią usypiali ludzie gospodarni,
A od serc naszych serca mieli cichsze,
A gdy się rwali z ubogiej pościeli,
To więc do szabli — albo do kądzieli.
I pokazałem wam… klasztorne życie —
I pokazałem studentów i żaków,
I pokazałem w przeszłości błękicie
Lud… co nazywał się ludem Polaków…
Teraz przy dalszej zorzy zobaczycie
Las pływający rozwiniętych znaków…
Ten domek w zieleń wiośnianą ubrany…
I usłyszycie, jak puka do ściany
Nieszczęście… Bądźcie więc wyrozumiali
Dla tych rubasznych serc… i szorstkich dłoni…
Spokojne domy także piorun palt,
Chociaż je wiara — chociaż czystość broni,
Ą jeśli wszystko zważymy na szali,
Nieraz się człowiek rozpaczy uchroni…