Pod tą cichą, złotą zorzą
Żurawie leciały,
Z tym szerokim, smutnym polem
Krzykiem się żegnały.
— Ty szerokie, puste pole,
Ty czarny ugorze!
Już my lecini, odlatujem
Za to sine morze!
Już my lecim, odlatujem
W te powietrzne drogi,
Nie będą nas więcej żywić
Twoje chlebne brogi.
Nie będą nas więcej poić
Wody strumieniące;
Nie zakrzykniemjuż hejnału
Na to ranne słońce!
Nie zakrzykniemjuż hejnału,
Bijący skrzydłami;
Nie zaszumią nasze pióra
Nad tymi łąkami.
Nie zaszumią nasze pióra
W chorągwiane loty:
Nie poniosą twoich pieśni
W błękit jasny, zloty!
Hej, szerokie, puste pole.
W sinych mgłach stojące!
Czekaj ty nas, jak zaświeci
To majowe słońce!
Czekaj ty nas a wyglądaj
Od zachodniej strony.
Jak zapachną trawy twoje
I ten gaj zielony.
Czekaj ty nas a wyglądaj
Rankami cichemi,
Jak się wiosna rozbłękitni
Dookoła ziemi!
A my drogi nie zagubim
Przez to morze sine,
Po pióreczku rzucać będziem
W szumiącą głębinę…
A my drogi nie zagubim
Z powrotem do ciebie;
Poznamy ją po tej zorzy,
Po tym bladym niebie…
Poznamy ją po tej rosie,
Co na tobie świeci,
Po tych jasnych, lnianych główkach
Twoich małych dzieci! –
Lecą, lecą, odlatują.
Żegnać ich żałosno…
— Nie smućże się, puste pole:
Wrócą, wrócą z wiosną!.