Kiedy przybyłam do Dobrzyna, pierwsze co zauważyłam to domostwo Maćka nad Maćkami. Stał ono między karczmą i kościołem, był większy i kształtniejszy od innych domostw w tym miasteczku. Cała posiadłość była bardzo zaniedbana, nie było bramy ani płotu. Tuż przy wejściu na posesje leżała wiele kula działowa, ogrody były porośnięte brzozami. Po prawej stronie domu była świetlica zbudowana z czerwonej cegły. Obok był spichrz, gumno i obora, oraz stajnie. Wszystko wyglądało bardzo staro i było zgniłe. Spostrzegłam również, że dach domu był porośnięty w całości zielonym mchem. Po ścianach wzrastały ku górze krokos czerwony i pokrzywy. Na strychach znajdowały się gołębnikim w oknach i na dachu były gniazda ptasie. Po podwórku skakały również białe króliki, które w zabawny sposób ryły dziury w ziemi.
Dostrzegłam również krzyże porośnięte chwastami a miejscu, gdzie pochowano poległych podczas jednego z napadów na ten dwór. U drzwi domostwa ucięte były wszystkie klamki, haki i ćwieki. Nad drzwiami widniały herby, lecz były one ledwie dostrzegalne przez gniazda jaskółek. Wewnątrz domu było pełno rynsztunków, zobaczyłam cztery szyszaki, które wisiały nad dachem. Gołębie, które w nich były, karmiły pisklęta. W stajni wisiała koszula pancerna zrobiona z małych kółeczek, która teraz służyła za drabinę.
Dworek Maćka nad Maćkami był bardzo zaniedbany i nie został uprzątnięty. Mogę sobie tylko wyobrazić jak wyglądał przed laty,gdy był to dwór obronny.