Według Słownika języka polskiego obrzęd to zespół czynności i praktyk uświęconych tradycją, często określonych przepisami, o znaczeniu symbolicznym, towarzyszących jakiejś uroczystości o charakterze rodzinnym, społecznym, politycznym czy religijnym. W swojej powieści Władysław Reymont bardzo szczegółowo opisał życie ludzi na polskiej wsi końca XIX w. Dowodzi to niezwykłej etnograficznej orientacji autora w najdrobniejszych szczegółach wiejskich zwyczajów. Życie całego społeczeństwa wiejskiego podlegało specyficznemu kalendarzowi, który określić można mianem kalendarza obyczajowo ” obrzędowo ” liturgicznemu. Różnił się on od roku kalendarzowego, a składały się na niego przede wszystkim wielkie święta religijne, odpusty, chrzciny, śluby wraz z weselami, pogrzeby, zwyczaje ludowe, wspólna praca i zabawy. Dla ówczesnych ludzi podtrzymanie tradycji było bardzo ważne, ponieważ niektóre zwyczaje kultywowane były od wielu pokoleń.W okresie Młodej Polski wiara chrześcijańska stanowiła solidny fundament życia i poniekąd dyktowała jego bieg. W każdej większej wsi znajdował się kościół, który nierzadko był jej centralnym punktem. Lipiecka świątynia była potężną budowlą. W oknach znajdowały się witraże, a ściany przyozdobione były złoconymi obliczami świętych. W górnej części ołtarza widniała postać Pana Boga, a po środku znajdowała Matka Boska Częstochowska, która swoim matczynym wzrokiem spoglądała na wszystkich parafian. Niedziela była dniem, wolnym od jakiejkolwiek pracy. Z samego rana każdy ubierał się odświętnie, by móc godnie uczestniczyć we mszy św. Podczas nabożeństwa miejsce przy ołtarzu zajmowały najważniejsze osoby ze wsi, a pośród nich wójt, gospodarze oraz ci, którzy czuwali ze świecami podczas podniesienia Najświętszego Sakramentu. Po odprawieniu mszy ksiądz wchodził na ambonę, gdzie czytał Ewangelię i wygłaszał kazanie. Słowa jakie kierował do wiernych często negowały awantury, nieprzyzwoite zachowanie i nałogi jakie na stałe zagościły w codziennym życiu mieszkańców Lipiec i okolic. Kiedy ksiądz skończył nauki zaczynała się suma odpustowa, podczas której grały organy, słychać było dzwonki i unosił się dym z kadzideł. Po podniesieniu Hostii kościelny chodził z tacą i zbierał datki. Kiedy nabożeństwo było z wystawieniem i procesją wierzący trzymali w dłoniach świece tworząc jakby „(…) ulicę (…) z głów rozśpiewanych, świateł płonących, barw ostrych i głosów jękliwych …” W takich okolicznościach duchowny z monstrancją wychodził przed świątynię, idąc na czele procesji, która obchodziła kościół dookoła. Przy księdzu szli najlepiej prosperujący gospodarze we wsi, niosąc nad nim czerwony baldachim. Podczas procesji parafianie bardzo głośno śpiewali, a organista donośnie grał na organach. Po mszy św. wszyscy jej uczestnicy odwiedzali groby bliskich zmarłych, a także rozmawiali ze znajomymi. Po powrocie z kościoła gospodarskie rodziny spożywały na obiad mięso, kapustę z grochem, kaszę jęczmienną ze słoniną, atakże rosół z ziemniakami. W dobrym tonie było posmakowanie wszystkich dań, czemu towarzyszyła powaga i milczenie, a kiedy został zaspokojony pierwszy głód, biesiadnicy zaczynali rozmawiać i zajadać się do syta. Niedzielne popołudnie upływało na rozmowach w gronie rodzinnym i spotkaniach z sąsiedami. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi do karczmy napływały tłumy mieszkańców, którzy po całym tygodniu ciężkiej pracy chcieli się rozerwać. W karczmie zapalono światło, a orkiestra zaczynała raźniej grać. Niektórzy stali przy szynkwasie i pili, „(…) byle przystojnie i bez obrazy boskiej …” , inni plotkowali pod ścianami, a przy stołach siedzieli gospodarze wymieniając miedzy sobą doświadczenia związane z uprawą roli. Byli też tacy którzy tańczyli. Wszyscy dobrze się bawili słuchając gry orkiestry oraz śpiewu. Poważnym świętem religijnym dla Lipczaków był Dzień Zaduszny. Od samego rana na kościelnej wieży wolno i bezustannie biły dzwony, których dźwięk dał znak ludziom z innych wsi, że czas wychodzić. Kiedy przez wieś przechodzili ludzie z okolic, również Lipczacy zaczęli się przygotowywać. Powaga tego dnia obligowała do przyodziania się w najlepsze stroje. W domach panowała smutna atmosfera, słychać było szlochania wywołane wspomnieniami zmarłych. Na nabożeństwo za dusze bliskich przybywały takie tłumy ludzi, że nie wszyscy pomieścili się w świątyni, toteż dużo wiernych stało przed kościołem. W zakrystii było bardzo tłoczno, ponieważ organista przyjmował wymienianki. Za każdą poleconą duszę należało zapłacić sześć groszy lub trzy jajka. Na środku kościoła stała trumna dookoła której zapalone były świeczki, a z ambony ksiądz odczytywał niezliczoną ilość imion, a gdy przerwał „(…)odpowiadał mu głośny pacierz mówiony przez wszystkich za te zmarłe w czyścu ostające.” Od drogi aż po drzwi wejściowe do kościoła siedzieli żebracy, którzy błagali o wspomożenie w zamian za modlitwę w intencji zmarłych z rodziny ofiarodawcy. Po południu odbywały się nieszpory. Topolową drogą ku cmentarzowi szedł cały orszak wierzących, a niektórzy z nich trzymali w dłoniach świece lub lampki maślane. Przed wejściem na cmentarz wszyscy uczestnicy wyjmowali chleb, ser, słoninę, kiełbasę, „motek przędzy lub przygarść lnu …”, a czasami wianek grzybów. Podarki te wkładali do beczek jako ofiarę dla księdza, organisty, a także dla żebraków. W powietrzu cały czas unosił się gwar modlitw, słychać było echa wypominanych imion. Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić, powoli przygasały światła i milczały śpiewy wieśniaków. We wsi było cicho, na ulicach pusto, nawet karczma nie była otwarta. Niektórzy ludzie wychodzili przed domy, by z trwogą nasłuchiwać, czy przypadkiem nie błądzą w pobliżu dusze czyśćcowe. Gdzieniegdzie gospodynie wystawiały resztki wieczerzy, by zmarlimogli się pożywić podczas swojej tułaczki, odmawiając przy tym modlitwę. Kilka razy do roku w Tymowie odbywał się jarmark. Ostatni przed świętami „(…) miał być na świętą Kordulę …”. Przed świtem chłopi wyruszali na targ, by pieniądze ze sprzedaży płodów rolnych i żywego inwentarza przeznaczyć na uregulowanie starych rachunków i długów. Na jarmarku parobek mógł nająć się do nowej pracy, a gospodarz zmienić służbę. Kiedy po długim marszu Lipczacy dotarli na miejsce, ze wszystkich stron przybywali ludzie. Do uszu dobiegały ryki krów, słychać było grę katarynki oraz lamenty żebraków. W rozstawionych kramach kupcy oferowali zimowe ubrania i różne ozdoby: przepiękne suknie, wstążki, chustki, korale, kożuchy, czapki oraz buty. Gospodarze chętnie zaopatrywali się w sprzęty przydatne na roli: orczyki, chomąta, uprzęże i sieci, a ci zamożniejsi kupowali zwierzęta. Towarami cieszącymi się zainteresowaniem były też zabawki, książki i święte obrazy.Letni czas żniw nie oznaczał, że następujące po nim tygodnie będą odpoczynkiem dla mieszkańców wsi. Od samego ranka gromady ludzi wychodziły na pola. Gdy dotarli na miejsce chłopi zaprzęgali konie do pługów i zaczynali orkę na ścierniskach. Kobiety pomagając sobie motykami zbierały kartofle nie szczędząc sobie przy tym rozmów, ani śpiewów, a mężczyźni kolistymi, regularnymi ruchami rozrzucali ziarna przeznaczone na siew. Do pracy najmowano komorników, toteż w pobliżu ich małe dzieci leżały na kocach „(…) raz po raz popłakując.” W listopadzie cała wieś zajęta była zbieraniem kapusty. Prace te prócz najemników wykonywała rodzina gospodarza. Swoistym zwyczajem było obieranie jej. W izbie rozpalano ogień, by oświetlić pomieszczenie. Na środek zniesiono kapustę, którą z liści obierały kobiety, siedząc w półokręgu twarzą do ognia. Obrane warzywa rzucały na płachtę rozłożoną pod oknem. Pracy tej towarzyszyły wesołe rozmowy i figle. Kiedy wszystkie główki były już obrane gospodarz częstował wszystkich kolacją. Ludzi było tyle, że zasiedli przy dwóch stołach przykrytych białym obrusem. Posiłek był wystawny – domownicy jedli niedzielne potrawy (mięso z kaszą, rosół z ziemniakami, kapustę z grochem). Do codziennych obowiązków parobków należało między innymi poranne wyprowadzanie inwentarza na pastwiska oraz, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi odprowadzenie ich na podwórze. Na barkach kobiet spoczywało zaganianie zwierząt do obory, nakarmienie bydła i ptactwa, oraz wydojenie krów. Każdego dnia gospodarz obchodził całe gospodarstwo i nadzorował prace, czy to w polu, czy przy inwentarzu.Jak w każdej społeczności, również wśród mieszkańców Lipiec wybuchały spory. Kiedy obie strony konfliktu nie mogły dojść do porozumienia, spór rozstrzygał sąd. Dom sądowy znajdował się w Tymowie na rynku, naprzeciw kościoła. Od wschodu słońcapod jego murami zbierało się dużo ludzi, toteż na swoją rozprawę trzeba było długo czekać. Wewnątrz budynku, oprócz sali sądowej znajdowało się mieszkanie sekretarza, jednak interesanci mogli wejść do środka dopiero, gdy gospodarz umył się i najadł. Kiedy na sali przedzieloną kratą znaleźli się chłopi, podniósł się taki gwar, że woźny musiał uspokajać rozjuszonych ludzi. Po upływie jakiegoś czasu nadszedł sąd: dziedzic z Racibirowic, dwóch ławników, oraz sekretarz. Gdy zakładali „(…) złote łańcuchy na grube karki …” wszyscy ucichli. Skład sędziowski zasiadł przy stole przykrytym czerwonym suknem, a gdy zapoznał się z aktami oznajmił rozpoczęcie swojej pracy. Sprawy rozpatrywane były bardzo szybko i nie zawsze zapadał sprawiedliwy wyrok. Tych, którzy nie zgadzając się z wymiarem kary, wszczynali bójki lub przeklinali poza budynek sądu wyprowadzał woźny. Na sali panował ogólny tłok. Ścisk był taki duży, i duchota tak uciążliwa, że konieczne było otwieranie okien.Nawet w niewielkiej wsi, jaką były Lipce wyprawiano huczne uroczystości, takie na przykład jak wesela. Starym zwyczajem, gdy mężczyzna chciał poprosić kobietę o rękę wysyłał do jej domu swatów z wódką. Wypicie trunku przez dziewczyną i jaj matkę oznaczało przyjęcie oferty. Po wizycie dziewosłębów w domu przyszłej panny młodej, dziewczyna wraz z rodziną udawała się do karczmy, by tam oficjalnie ogłosić zaręczyny. Na zrękowiny zaproszona była cała wieś. Jej mieszkańcy przybyli tłumnie: niektórzy, by się zabawić, a inni tylko po to, by upić się za darmo. Zabawa była wyborna: grała orkiestra, były tańce i wspaniałe potrawy. Po ogłoszeniu zapowiedzi przez księdza, przygotowania do wesela szły pełną parą. Dzień ślubu, kiedy zabawa odbywała się u panny młodej, z izby, gdzie miały być tańce wyniesiono wszystkie meble, a na ich miejsce wstawiono stoły przykryte cienkim płótnem. Wybielony dom przystrojony był kolorowymi wycinankami, a podłoga wysypana „(…) kolkami jedlinowymi…” . Wyrazem wdzięczności za zaproszenie było przynoszenie matce panny młodej różnych produktów spożywczych, a nawet pieniędzy. Po obiedzie, kiedy zbliżała się godzina ślubu z domu wójta wyruszał orszak weselny. Z przodu szła orkiestra, za nią swaty i drużbowie, wszyscy weseli i rozśpiewani. Chodzili od domu do domu i śpiewem wywoływali zaproszonych gości. Kiedy biesiadnicy doprowadzeni zostali do domu weselnego, swaty, drużbowie i druhny udawali się po pana młodego, a następnie wraz z nim powracali do domu panny młodej. Pannę młodą do ślubu ubierały kobiety, które sumiennie pilnowały, by nie zobaczył jej przyszły mąż dopóki nie będzie gotowa. Zanim wyruszano do kościoła rodzice błogosławili przyszłych nowożeńców, odmawiając modlitwę i kropiąc wodą święconą. Pobłogosławieństwie wyruszano do kościoła. Na czele orszaku stała orkiestra, za nią drużbowie prowadzili pannę młodą, potem szły druhny z panem młodym, za nimi rodzice nowożeńców ze swatami, a następnie zaproszeni goście. Po złożeniu przysięgi małżeńskiej weselnicy wracali do domu panny młodej. Przed progiem witano nowożeńców świętym obrazem, chlebem i solą. W oczekiwaniu na poczęstunek zaczęły się tańce. Pierwszy był dla panny młodej, która musiała choć przed chwilę potańczyć z każdym mężczyzną. Kiedy panna młoda spełniła swój obowiązek na stołach pojawiły się placki oraz alkohol, a w kuchni gospodynie przygotowywały wieczerzę. Weselnicy w milczeniu jedli między innymi rosół z ryżem, flaki, krupnik i mięso. Kiedy wszyscy najedli się do syta do izby wchodziły kucharki i do chochli zbierały pieniądze , po czym znowu zaczęto wspólnie pić i rozmawiać. Starym zwyczajem, kiedy w komorze kobiety przygotowywały pannę młodą do otrzęsin na sali trwały przeróżne zabawy. Otrzęsiny zaczynały się wprowadzeniem panny młodej, która przykryta była białą płachtą. Kiedy wszystkim gościom ukazało się jej oblicze, na głowie nie miała już wianka, ale czepiec. Po tradycyjnym odśpiewaniu „Chmiela” młoda mężatka tańczyła z gospodyniami, dołączali do nich również mężczyźni. Długo trwała zabawa, kiedy w końcu panna młoda zaczynała odprawiać wszystkie obrzędy związane z otrzęsinami, np. „(…)musiała wkupywać się do gospodyń …” . Na koniec druhny zbierały pieniądze. Po otrzęsinach wszyscy znowu rzucali się w wir zabawy. Następnego dnia odbywała się uroczysta przeprowadzka pani młodej do domu męża. Przeniesione zostaje wiano, jakie dostała ona od swojej rodziny, między innymi krowa i pierzyny. W progu pan młody witał żonę chlebem i solą. Tego dnia zabawa odbywa się właśnie w jago domostwie . Obrzędy, obyczaje oraz święta wyznaczają rytm życia każdego baz wyjątku członka społeczności lipieckiej, od dnia narodzin aż do śmierci, towarzysząc mu we wszystkich najważniejszych chwilach. Rok obyczajowo ” obrzędowo ” liturgiczny decyduje o życiu każdej jednostki, która należy do gromady i musi przestrzegać jej zwyczajów. Kto spróbuje się wyłamać i wystąpi przeciw tym obyczajom, obrzędom czy prawom, wystąpi tym samym przeciwko gromadzie i zostanie z niej usunięty.